Epilog


Tęsknota jest czymś, co tak trudno dobrać w słowa. Nawet teraz nie mam bladego pojęcia co mam napisać. Muszę jednak się czymś zająć, bo zwariuję. Minęło cholerne 41 dni, 984 godziny, 59040 minut od naszego ostatniego spotkania. Pomimo ciągłych telefonów i wiadomości, nie dane nam było się spotkać. Powoli traciłam nadzieję, że to mogłoby kiedykolwiek ulec zmianie.
Aż do dzisiaj.
Zirytowana odłożyła na miejsce pamiętnik, podążając w stronę drzwi. Nieznany gość wydawał się strasznym natrętem, ponieważ nawet na sekundę nie ustępował dźwięk dzwonka.
-Idę, idę. –mruknęła do siebie, otwierając.
Szok, szczęście, zaskoczenie, miłość. Nie miała pojęcia co robić, ale szatyn wybrał za nią. Ruszył do przodu, biorąc ją w ramiona.
-Tak bardzo tęskniłem. –szepnął, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Radość, która ją rozpierała i szczęście widziane w oczach mówiło same za siebie.
-Co ty tu robisz? –niechętnie oderwała się od niego, myśląc, że nadal śni.
Tak bardzo nie chciałam się obudzić.
-Zbieraj się, chce ci coś pokazać. –ignorując jej pytanie, podał jej biały płaszczyk.
-Justin …
-Ufasz mi?
-Wiesz, że tak.
-No właśnie. Więc bez dyskusji.  –ponaglił ją, nie mogąc się nacieszyć jej obecnością. –Ale zanim wyjdziemy. –podszedł blisko, muskając jej usta. Nie mógł się powstrzymać, tak długo na to czekał. –Idziemy.
Nie miała pojęcia dokąd zmierzają lecz zagadka została rozwikłana, gdy zatrzymali się przed średniej wielkości domkiem. Z zewnątrz otaczał go przepiękny ogród z tuzinem kwiatów.
-Co to za miejsce? –wyszeptała, godna podziwu.
-Zaraz się przekonamy. –pociągnął ją za rękę, wchodząc na teren posesji.
-Justin! –syknęła, próbując się zatrzymać. –Przecież ktoś tu mieszka, nie możemy od tak sobie tu wejść.
-Kochanie, nie rozumiesz. –zaczął, śmiejąc się pod nosem.
-Czego?
-To nasz dom.
-Słucham? –sapnęła, głęboko łapiąc powietrze.
-Nie mam zamiaru cię znowu stracić, nie po tym wszystkim. –objął ją ramionami, kontynuując. –Te 41 dni, były największą katorgą w moim życiu, nie chcę dalej przez to przechodzić.
-Dlatego kupiłeś ten dom? Przecież to istne szaleństwo.
-Wiem, ale czy nie o to chodzi w miłości?
-Tak. Tak, masz rację.



******
KONIEC!
To oficjalny koniec historii Jasmine Watson i Justina Bieber. Dziękuje wam za wszystko. Za to, że byłyście ze mną od listopada 2011, kiedy to zaczęłam publikować tą historię. Zaczynając ją nigdy nie sądziłam, że tak bardzo przypadnie wam do gustu. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak naprawdę jestem wam wdzięczna! Jesteście najlepszymi czytelnikami na świecie i zawsze nimi będziecie!
KOCHAM WAS!
Tymczasem już niedługo ruszam z nową historią.
Ps. Mam nadzieję, że pokochacie nowe opowiadanie i powiększy się wasze grono.

Rozdział [39]

Niebo płakało razem z Nią.
Stała bezradna, czując uścisk rodzicielki na ramieniu. Miała wrażenie, że gdyby nie ona, upadłaby. Nogi już od jakiegoś czasu odmówiły wszelakiego posłuszeństwa, głowa rozsadzana była od środka przez nieznaną jej siłę, a piękne, czarne oczy, co chwila od nowa zachodziły słoną cieczą.
Nie mogę na to patrzeć. Nie mogę patrzeć jak cierpi.
Czuł, że dłużej nie wytrzyma. Nie mógł nic zrobić, by jej pomóc. Widząc, że ceremonia pogrzebu dobiega końca i mężczyźni potrzebują miejsca, aby w spokoju pochować ciało pana Watson, wiedział, że będzie tylko gorzej.
I miał rację.
Zrozpaczona dziewczyna, rzuciła się do przodu, krzycząc w niebogłosy, by nie zabierali jej taty. W ostatniej chwili podtrzymał ją jeden z pracowników, próbując odciągnąć. To był odpowiedni moment, by szatyn zareagował. Wzdychając pod nosem, ruszył z miejsca, biorąc delikatnie w swoje ramiona ciało brunetki.
-To tylko ja… -szepnął jej do ucha. Przestała się wyrywać, bezradnie wtulając w niego.
-To tak bardzo boli. –załkała.
Proszę, nie rób mi tego. –mówił do siebie w myślach, nie mogąc znieść tego widoku. Zniósłby absolutnie wszystko, ale nie to.
-Przejdziemy przez to razem. –zapewnił, nie puszczając jej nawet na sekundę. Nie odpowiedziała, nie mogła, nie umiała.
-Dziękuje. –szepnęła bardziej już do siebie, przymykając oczy. Marzyła tylko o tym, aby się stąd wydostać.
-Idziemy. –zdecydował, prowadząc ją do samochodu. Zapinając pasy na jej siedzeniu, zaczekał cierpliwie na mamę dziewczyny.
-Zawieziesz ją do domu?
-Oczywiście, a ty nie jedziesz? –kobieta, pokręciła głową, mówiąc, że ma jeszcze trochę spraw do załatwienia.
-Dopilnuj, by zasnęła, to jej dobrze zrobi.
-Jasne. –żegnając się, odpalił pojazd, co chwila spoglądając na pogrążoną we śnie Jasmine.

-Jak ona się czuje? –spytała zmartwiona Caitlin, siedząca koło Harrego.
-Jest wykończona. –przeszedł do kuchni, zostawiając tą dwójkę w salonie. –Chcecie coś do picia? –poruszał się niemal bezdźwięcznie, nie chcąc zbudzić brunetki.
-Nie dzięki.
-Harry?
-Nie.
Odkąd szatyn zdał sobie sprawę, że Harry tak naprawdę chcę tylko przyjaźni od Jasmine, zaczął go inaczej postrzegać. Nie był już tylko wrogiem, chcącym odebrać mu dziewczynę, ale stał się swego rodzaju kumplem.
Dziwne, prawda?
-Może pójdziesz do domu się przebrać, co? –zasugerowała blondynka, widząc nadal ubranego w garnitur kuzyna.
-Tak. –westchnął. –W ogóle nie miałem do tego głowy. –przyznał, mierzwiąc w dłoni swoje włosy. –Zostaniecie z nią?
-Jasne, idź.
Gdy opuścił mieszkanie, w czterech ścianach zapadła niezręczna cisza. Od jakiegoś czasu ta dwójka nie umiała ze sobą rozmawiać. Pomiędzy nimi dało się wyczuć swego rodzaju napięcie, którego nie mogli powstrzymać.
-Chcesz do niej iść? –loczek wskazał dłonią na schody prowadzące na górę. Nie chciał o to pytać, ale musiał zrobić coś, by przerwać tą dołująca cisze.
-Nie, niech spokojnie pośpi. –odpowiedziała od niechcenia. Głęboko w sobie nadal trzymała wszystkie uczucia względem Harrego.
Dlaczego jest, aż tak ślepy? Dlaczego nie dostrzega we mnie materiału na dziewczynę? Dlaczego?
Jej myśli, zaczęła dawać o sobie znać.
Dłużej nie wytrzymam.
-Kim tak naprawdę dla ciebie jestem? –niemalże wypluła te słowa ze swych ust.
-Słucham?
-Nieważne, zapomnij. –machnęła lekceważąco ręką, stwierdzając, że tylko zrobiła z siebie idiotkę.
-Caitlin. –nalegał.
-Zapomnij.
-Jesteś niemożliwa. –skwitował, mając dość tych ciągłych gierek i sztuczek ze strony blondynki.
-I nawzajem.
-Posłuchaj. –zaczął, siadając bliżej. –Jesteś dla mnie bardzo ważna i …
-Co tu się dzieje? –szepnęła nadal zaspana brunetka, stojąc u podnóża schodów, przerywając.
-Nic takiego. Jak się czujesz?
-Dobrze. –automatycznie odpowiedziała, choć wiedziała, że w tej wypowiedzi nie ma nawet krzty prawdy. –Gdzie Justin? –rozejrzała się po pomieszczeniu, nigdzie nie widząc jego sylwetki.
Zaczynałam powoli panikować, był On jedyną osobą, która potrafiła mnie zrozumieć. To jak narkotyk, z którego nie chcesz się leczyć, a który z każdym dniem coraz bardziej uzależnia.
-Poszedł się przebrać, spokojnie.
Bezradna usiadła po przeciwnej stronie dwójki przyjaciół, przyglądając się za dużym dresom Justina, jakie dał jej chłopak zaraz po przyjeździe do domu. Na jej twarzy od razu pojawił się szczery uśmiech.
-Naprawdę go kochasz… -szepnęła Caitlin, widząc stan przyjaciółki. -Więc czemu go okłamujesz? –zaatakowała od razu, zadziwiając tym samym Jasmine jak i Harrego.
-Co? –zszokowana czarnooka, nie wiedziała co powiedzieć. Nigdy nie sądziła, że nawet jej własna przyjaciółka będzie się od niej oddalała.
-Wiem, jak trudny jest dla ciebie ten dzień i wiem, że zaledwie parę godzin temu pochowałaś swojego tatę, ale to nie znaczy, że możesz okłamywać Justina.
-O czym ty mówisz?
-Uniwersytet Harvarda, mówi ci to coś? –momentalnie pobladła, czując jak cała krew spływa z jej ciała.
-Skąd wiesz? –nerwowo poskubywała swoje paznokcie, nie mając odwagi spojrzeć na blondynkę.
-Jestem twoją najlepszą przyjaciółką, prawda? Wiem o tobie więcej, niż ci się wydaje.
-Ale…
-Żadnych ale, powiedz o tym Justinowi albo sama to zrobię.
-Nie ośmielisz się! –wysyczała.
-Przekonamy się?
-Przestańcie! –krzyknął Harry, czując jak wszystko wymyka się spod kontroli. W tym samym momencie do domu wszedł przebrany i odświeżony szatyn.
-Zostawiamy was samych, bo wydaje mi się, że macie coś do załatwienia. –pałeczkę od razu przejęła Caitlin, ciągnąc za sobą lokowatego. Przed samymi drzwiami, posłała w stronę przyjaciółki jednoznaczne spojrzenie, mówiące ,,POWIEDZ MU”.
-Coś się stało? Źle się czujesz? –zasypał ją pytaniami, zaniepokojony wypowiedzią kuzynki.
-Chodź na górę.


Nie musiałam nic mówić, nie musiałam nawet patrzeć na Justina, trzymającego w dłoni list z Harvarda z wielkim napisem ,,GRATULUJEMY”. Tak samo jak i Justin wiedziałam, że to moje największe marzenie od najmłodszych lat. Tak samo jak i Justin wiedziałam, że to koniec. Oboje nigdy nie popieraliśmy związków na odległość. A nasza odległość miała być duża, zbyt duża.
-To grzech nie skorzystać z takiej propozycji. –widząc, że chciała coś powiedzieć, znowu przemówił: -Koniec dyskusji, jedziesz, nawet jeśli mam cię tam zaciągnąć siłą.



*******
Jest to OSTATNI rozdział tego opowiadania. Przed nami tylko epilog i ruszam z nową historią, której trailer macie tu: http://www.youtube.com/watch?v=Rl8zEJvOqVo&feature=youtu.be
Teraz takie pytanie, czy któraś z moich czytelniczek chciałaby się ze mną spotkał w Łodzi na koncercie Justina? piszcie mi nahttp://ask.fm/NaaatalkaaXDD

PRZECZYTAJCIE !

Chciałabym aby każda z was napisała w komentarzu co jej się najbardziej podobało w tym opowiadaniu, a czego ode mnie oczekujecie w następnej historii.

PS. To zależy od was kiedy dodam epilog, bo jest już on napisany.