Koniec.
*Kolejnego dnia w szpitalu*
Siedziałam na skraju łóżka, na którym leżał Justin. Spał, głośno oddychając. Spojrzałam na jego drgające powieki. Zaczęłam się zastanawiać co mu się śni.
Przerwał mi to lekarz, który przyszedł go zbadać. Delikatnie potrząsnęłam jego ramieniem. Chłopak otworzył oczy i wziął mnie za rękę.
Wstałam ze szpitalnego posłania i posłałam niewinny uśmiech lekarzowi. Odwzajemnił gest i wziął się do pracy. Kazał mojemu boy’owi zdjąć koszulkę, a następnie go przesłuchał.
-No pięknie. -westchnął ironicznie mężczyzna, coś zapisując na kartce pacjenta.
-Co się stało? -spytałam, lekko wystraszona.
-Złapał jakąś infekcję. Leczenie chemią nie jest teraz bezpieczne, a jeśli nie zaczniemy, może nie dożyć jutra. -westchnął lekarz.
Otworzyłam szeroko buzię i spojrzałam na chłopaka. Spuścił głowę ze zrezygnowaniem.
-Zabijcie mnie. -szepnął i schował twarz w dłoniach. Podeszłam do niego, dosiadłam się i przytuliłam go mocno. Lekarz odezwał się do niego.
-Justin, to twoja decyzja. Zezwalasz na leczenie? -Chłopak pokiwał przecząco głową.
Pomyślałam sobie, że jeszcze zmieni zdanie, ale on uparł się.
-Dlaczego? -spytałam się go.
-Ty.. ty nie rozumiesz, prawda Amy? -wzruszyłam ramionami, a on kontynuował. -Ja… mogę zginąć w obu przypadkach. Jednak wolę umrzeć dziś, niż jutro. Pomimo, że się tego panicznie boję. -pod koniec głos mu zadrżał, a on się rozpłakał i jak małe dziecko tupnął nogą, szlochając.
Ja o dziwo nie miałam nawet zaszklonych oczu. Czułam, jakby był całkowicie zdrowy. Jednak wiedziałam, że tak nie jest.
-Nie chce mi się żyć. To nie ma sensu. -powiedział, wyrywając ze swoich żył igły i wstał z łóżka. Wybiegł z pokoju, trzaskając drzwiami.
Nie wiedziałam, gdzie zmierza i co chce zrobić. Zerwałam się z miejsca i zaczęłam za nim biec. Wsiadł do windy, a przede mną drzwi już się zamknęły. Zostały mi schody.
Zaczęłam po nich szybko zbiegać, ale pod koniec poczułam ukłucie w kostce.
-Skręciłam, a niech to szlag! -krzyknęłam, jednakże nie przestałam biec.
Już dobiegałam do drzwi wyjściowych, gdy usłyszałam pisk opon.
Po mojej głowie przeszły same czarne scenariusze. Wiedziałam, że to on. Wiedziałam!
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Justina leżącego w kałuży krwi. Obok stała karetka. Z niej wybiegli jacyś ludzie i zaczęli się nim zajmować.
Ja stanęłam jak wryta, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Lekko przetarłam je dłonią i podeszłam do chłopaka.
-Nie oddycha! -krzyknęła pielęgniarka.
Usłyszałam szum, a w oczach miałam ciemność. Po chwili upadłam na ziemię, a ból przeszył całe moje ciało.
*Kilka godzin później*
Obudziłam się w pokoju pielęgniarek. Stało ich chyba ze cztery nade mną. Głowa mnie strasznie bolała i było mi zimno. Nagle przypomniałam sobie całą zaszłą sytuację.
-Co z Justinem? -spytałam, ochrypłym głosem. Jedna z pań wzięła mnie za rękę i jej wyraz twarzy posmutniał.
-On nie żyje, przykro mi. -powiedziała kobieta. Nie potrafiłam tego do siebie przyjąć…
Justin… Nie żyje… Być może przeze mnie. Przecież to ja pozwoliłam mu na ucieczkę. Nie reagowałam w porę… Amy, ty idiotko!!! -karciłam się w myślach.
Pokręciłam głową z dezaprobatą i podeszłam do okna. Otworzyłam je na oścież i szybkim ruchem usiadłam na wąskim parapecie. Po chwili zrzuciłam się z niego, słysząc krzyki pielęgniarek za sobą… Ogarnął mnie natychmiastowy mrok… Umarłam…
KONIEC
______________________
Zakończenie tego bloga… Wiem, że krótkie, ale nie miałam czasu na dłuższe… Ogółem jestem całkiem zadowolona 

Szkoda, że pod poprzednim rozdziałem nie było ani jednego komentarza, ale przeżyłam jakoś xDee 

KOMENTUJCIE 

Rozdział 26.
*w szpitalu*
Nie mogłam w to uwierzyć. Czemu coś tak drastycznego spotkało akurat go? Akurat Justina? Zadrżałam i spojrzałam na niego.
Leżał w szpitalnym łóżku, podłączony do jakiś urzadzeń. Na jego twarz padały promienie słoneczne, które co chwilę zanikały. Poczułam że moje policzki zalewają łzy. Już całkowicie straciłam
na nimi kontrolę. (…)
Do pokoju wszedł lekarz. Czułam potrzebę upewnienia się.
-Czy… Czy na pewno stwierdzono u niego raka? -spytałam, wskazując na jego bezwładne ciało.
Lekarz pokiwał twierdząco głową. A ja? Znów się załamałam. Miałam taki maluci ułamek nadzei, że to była pomyłka.
-A… kiedy zacznie się leczenie?
-Już niedługo, musi odzyskać przytomność i ogółem dojść do siebie.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Lekarz objął mnie ramieniem.
-Będzie dobrze. -powiedział sympatycznym tonem, jednak nie pocieszyło mnie to znacznie.
Po chwili już go nie było. Usiadłam na krzesło obok JB, wzięłam go za jego zimną dłoń i czekałam… na cud?
(…) Minęło parę godzin. A ja nadal byłam obok niego. Nagle zauważyłam, że jego powieka zadrgała. Ścisnęłam mocniej jego rękę i wpatrywałam się w niego. Nareszcie! OTWORZYŁ OCZY!
Spojrzał na mnie wesoło. Jednak ta wiadomość… którą zaraz mu powiem zdecydowanie zniszczy mu humor.
-Jesteś chory. -westchnęłam cicho.
-CO?! -krzyknął wystraszony chłopak.
-W dodatku na [...] -przerwał mi.
-Nie mów, proszę. -powiedział, a po jego policzku zaczęły spływać łzy.
Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę, ale w końcu postanowiłam go mooocno przytulić. Tak też zrobiłam.
Oddawał uścisk całym sobą. Wręcz dusił mnie, ale ok. Potrzebował teraz tego.
Moja bluzka była coraz mokrzejsza. Wiedziałam, że muszę mu powiedzieć. To konieczne.
-Na raka. -ledwo wydusiłam z siebie, zalewając się ogromną ilością łez.
Spojrzał na mnie, puszczając mnie. Leżał w bezruchu. Miał otwartą buzię. Po chwili usłyszałam jęki i krzyki z jego strony.
-Dlaczego?! Co ja takiego co zrobiłem, Boże?! Chcę żyć! -krzyczał tak, że pielęgniarki wbiegły do pokoju.
-Wszystko w porządku? -spytała jedna z nich.
-Tak. -szepnął cicho, ocierając wierzchem dłoni mokre policzki.
-W razie czego krzycz. -powiedziała, uśmiechając się.
On nie odwdzięczył się tym samym. Nie miał humoru.
*Oczami JB*
Moje życie niedługo się skończy. Co ja mam teraz zrobić? Bo zamiast korzystać z niego, muszę tu gnić. Cholera!
-Amy? -spytałam dziewczynę.
-Co?
-A jeżeli umrę, to będziesz za mną tęsknić? -zadałem dziecinne pytanie, jednak chciałem się upewnić, czy mam dla kogo żyć te ostatnie miesiące, a może dni.
-Bardzo. -powiedziała i zaczęła szlochać. Nie mogła nabrać powietrza. Przestraszyłem się i wziąłem jej dłoń w swoją. Uspokoiła się. I ja tym samym też, jednak nie do końca. Ciągle po głowie
krążyły mi myśli typu „ile mi zostało?” czy też „dlaczego mnie to spotkało?”. Nie dałem już rady. Jestem tylko osiemnastolatkiem. Nie potrafię jeszcze sam się sobą zająć w takich momentach. I
teraz zrozumiałem, że wyjeżdżając z domu popełniłem ogromny błąd. Ale… ja się boję duchów, a w tamtej okolicy wyraźnie jakieś były. I ci wszyscy niebezpieczni ludzie.
Ehh… Życie jest cholernie trudne. A co zrobią fani, gdy się dowiedzą o mojej chorobie? Nie chcę by się martwili. Za bardzo ich kocham, bez nich jestem tylko Justinem. Zwykłym chłopakiem. To
oni robią ze mnie kogoś sławnego. Jestem im tak wdzięczny (…).
*Oczami Amy*
Przyglądałam się mu. Leżał i rozmyślał nad czymś. Nie mogę uwierzyć, że go stracę. Na dodatek nie wiem kiedy. To tak boli. Inni, którzy tego nie przeżyli, nie wiedzą jakie to jest straszne.
Wszystkim się wydawać może, że nic mi nie będzie. Ale tak się nie stanie. Przyrzec mogę, że się zabiję, by z nim być….
***
I mamy dwudziesty szósty. Wg mnie przeciętny ;/ Ale to nie ja oceniam. Następny nie wiem kiedy, ale raczej za tydzień OKOŁO, bo o tej porze za tydzień to ja w wawie będę na wycieczce ^.^
________
OCEŃ! 

Rozdział 25.
*Lotnisko*
Już miałam odlatywać, gdy usłyszałam głośne krzyki. Obróciłam się w stronę, skąd dobiegały. Moim oczom ukazał się biegnący w moją stronę Justin. Darł się w niebogłosy. Postanowiłam go nie słuchać. I tak zrobiłam. Weszłam do samolotu i wygodnie się usadowiłam. Wyjrzałam przez okno. Klęczał na kolanach, cały zapłakany. Coś ukuło mnie w sercu. Po mich policzkach zaczęły obficie spływać łzy. Zostawiłam wszystko i chciałam wyjść. Zatrzymała mnie stewardessa, ale nie powstrzymała mnie. Popchnęłam ją i wybiegłam z samolotu. Rzuciłam się chłopakowi na szyję. Oboje płakaliśmy. Jednak on chyba mocniej ode mnie. Zaczął całować mnie we włosy. (…) Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy.
-Justin, kim była ta kobieta? -spytałam, ponownie szlochając.
-Ona… -zająkał się. -Nie będę cię okłamywał. -westchnął chłopak i mi wszytsko wytłumaczył. Jak się okazało, miała to być pani od interesów, a była to zwykła dziw.ka. Wykorzystała Justina. Nie powinnam była podejmować tak pochopnych decyzji. Przeprosiłam chłopaka za moje zachowanie. Już miałam zabierać moje rzeczy, ale nie zdążyłam się obejrzeć, a … samolot odleciał. Stałam jak wryta i jak jakaś debilka pomachałam do nieba. Brunet spojrzał na mnie mrużąc oczy, a ja się zaśmiałam. Przytuliłam go jeszcze raz i ruszyliśmy w stronę taksówek.
-Proszę do najbliższej galerii handlowej. -powiedział chłopak i słodko się do mnie uśmiechnął. Pocałowałam go delikatnie w policzek, a on pogładził moją dłoń. Jechaliśmy około 20 minut, a gdy dojechaliśmy Justin zapłacił i ruszyliśmy w stronę budynku. Jakieś dziewczyny w moim wieku podeszły do nas i poprosiły JB o autograf. On nie odmówił. To nie było w jego stylu.
-Zaczyna się. -powiedział smutno. Spojrzałam w jego oczy. Były przeszklone. Po chwili jedna łza uroniła mu się i wolno spłynęła mu po policzku. Mocno go przytuliłam.
-Dziękuję ci. -powiedział chłopak.
-Za co mi dziękujesz? -spytałam po kilkunastu minutach obchodzenia sklepów.
-No za wszystko. -mówiąc to wyciągnął pieniądze i zapłacił za zakupy. Jak prawdziwy gentelmen niósł za mnie wszystkie torby. Czy on we wszystkim musi być taki idealny?! *Lotnisko*
Już miałam odlatywać, gdy usłyszałam głośne krzyki. Obróciłam się w stronę, skąd dobiegały. Moim oczom ukazał się biegnący w moją stronę Justin. Darł się w niebogłosy. Postanowiłam go nie słuchać. I tak zrobiłam. Weszłam do samolotu i wygodnie się usadowiłam. Wyjrzałam przez okno. Klęczał na kolanach, cały zapłakany. Coś ukuło mnie w sercu. Po mich policzkach zaczęły obficie spływać łzy. Zostawiłam wszystko i chciałam wyjść. Zatrzymała mnie stewardessa, ale nie powstrzymała mnie. Popchnęłam ją i wybiegłam z samolotu. Rzuciłam się chłopakowi na szyję. Oboje płakaliśmy. Jednak on chyba mocniej ode mnie. Zaczął całować mnie we włosy. (…) Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy.
-Justin, kim była ta kobieta? -spytałam, ponownie szlochając.
-Ona… -zająkał się. -Nie będę cię okłamywał. -westchnął chłopak i mi wszytsko wytłumaczył. Jak się okazało, miała to być pani od interesów, a była to zwykła dziw.ka. Wykorzystała Justina. Nie powinnam była podejmować tak pochopnych decyzji. Przeprosiłam chłopaka za moje zachowanie. Już miałam zabierać moje rzeczy, ale nie zdążyłam się obejrzeć, a … samolot odleciał. Stałam jak wryta i jak jakaś debilka pomachałam do nieba. Brunet spojrzał na mnie mrużąc oczy, a ja się zaśmiałam. Przytuliłam go jeszcze raz i ruszyliśmy w stronę taksówek.
-Proszę do najbliższej galerii handlowej. -powiedział chłopak i słodko się do mnie uśmiechnął. Pocałowałam go delikatnie w policzek, a on pogładził moją dłoń. Jechaliśmy około 20 minut, a gdy dojechaliśmy Justin zapłacił i ruszyliśmy w stronę budynku. Jakieś dziewczyny w moim wieku podeszły do nas i poprosiły JB o autograf. On nie odmówił. To nie było w jego stylu.
-Zaczyna się. -powiedział smutno. Spojrzałam w jego oczy. Były przeszklone. Po chwili jedna łza uroniła mu się i wolno spłynęła mu po policzku. Mocno go przytuliłam.
-Dziękuję ci. -powiedział chłopak.
-Za co mi dziękujesz? -spytałam po kilkunastu minutach obchodzenia sklepów.
-No za wszystko. -mówiąc to wyciągnął pieniądze i zapłacił za zakupy. Jak prawdziwy gentelmen niósł za mnie wszystkie torby. Czy on we wszystkim musi być taki idealny?!
Szliśmy do wyjścia, gdy ten krzyknął w moją stronę „siku!”. Zaśmiałam się i poklepałam go po ramieniu.
-Wytrzymasz. -stwierdziłam, jednak on pokręcił przecząco głową. Szturchnął mnie, a gdy się obróciłam nie było go już tam. Postanowiłam zaczekać na niego na miejscu.
Stałam jak jakaś idiotka, ludzie się na mnie gapili, ale ja cierpliwie czekałam na mojego chłopaka.
W końcu go ujrzałam, miał wielkiego banana na twarzy. Kiedy był już blisko mnie odłożył torby na bok i pocałował mnie namiętnie w szyję. Moje ciało przeleciał lekki dreszczyk. Objęłam go za szyją i czule się pocałowaliśmy. Otworzyłam oczy na chwilkę i zobaczyłam, jak ludzie się śmieją z nas.
Olałam ich. Po chwili zakończyliśmy naszą czynność.
Westchnęłam cicho i wyszliśmy z budynku. Wsiedliśmy do taksówki, którą wcześniej zamówiliśmy i pojechaliśmy do hotelu.
Weszliśmy do naszego pokoju, Justin rzucił się na łóżko a ja ułożyłam moje nowe rzeczy.
Kiedy skończyłam, brunet zaczął mnie wołać. Posłuchałam się go i ułożyłam obok niego. Czułam jego ciepły oddech na mojej szyi. Poczułam magię, której dotąd nigdy w życiu nie czułam. Tą magią była miłość. Taka prawdziwa. Wiedziałam, że go kocham, ale nigdy się nad tym tak głęboko nie zastanawiałam.
Nie wiem jak, ale zasnęłam…
Następnego dnia, obudził mnie przeraźliwy krzyk. Przerażona otworzyłam oczy i ujrzałam w drzwiach Justina. Miał wytrzeszczone oczy, a z jego skroni sączyła się krew. Wystraszyłam się i szybkim ruchem wstałam z łóżka. Podeszłam do niego i spojrzałam mu w oczy. Chłopak nie przestawał jęczeć.
Poczułam jak łza wyleciała mi z oka. Justin złapał się kurczowo mojej dłoni i powoli osunął się po ścianie.
Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Zaczęłam panikować. Płakałam jak nienormalna. Wręcz szlochałam. Chwilami brakowało mi oddechu. Justin siedział na ziemi, trzymając nadal moją dłoń. Z jego mocnego uścisku zrobił się ledwo wyczuwalny. Wiedziałam, że jest z nim źle, ale ja nie wiedziałam… nie wiedziałam jak mu pomóc. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji.
Nagle poczułam, że jego ręka osuwa się. Przysiadłam się obok niego i objęłam go. Zobaczyłam, że jego powieki przykrywają jego oczy. Kurczowo złapałam jego podbródek, jednakże chłopak stracił przytomność. Oddychał, ale jego puls wyraźnie spadł.
Zaczęłam ponownie panikować. Wstałam, podbiegłam do okna i krzyczałam o pomoc. O pomoc dla osoby, która jako jedyna została mi. Bez niego moje życie straci jakikolwiek sens.
Ludzie nie widzieli mnie. No jasne. Jestem za wysoko.
Zawróciłam w stronę nieprzytomnego skarba. Leżał, a jego ciało co chwilę drgało. Na jego czole pojawiły się kropelki potu, mieszając się z krwią nieustannie spływającą z jego skroni. Wzięłam do ręki telefon i coś mi mówiło, żebym zadzwoniła na karetkę. Tak zrobiłam.
Po chwili przyjechała pomoc. Delikatnie położyli go na noszach i wynieśli z budynku. Wokół nas zebrali się paparazzi. Nie widziałam nic przez ten blask fleszy. Wsiadłam do pojazdu i ruszyliśmy. Jechaliśmy bardzo szybko, na sygnale. Ja ciągle płakałam. To wszystko było dla mnie wielkim przeżyciem. Lekarze siedzieli wokół chłopaka. Zaczął dziwnie dyszeć. Podłączyli do niego jakieś urządzenia, pomagające w oddychaniu.
Wstałam z siedzenia, podsunęłam się do niego i pogłaskałam jego mokre włosy. Były takie od potu. Nieźle się namęczył, biedak.
-On to przeżyje, prawda? -spytałam się jednego z lekarzy z nadzieją.
-Nie ma innej możliwości. -zaśmiał się człowiek.
Odetchnęłam z ulgą.
Po chwili dojechaliśmy na miejsce. Justin został dokładnie przebadany. Jednak wyniki tego nie były zadowalające, a wręcz katastrofalne.
Wszystko się musi walić. Dlaczego akurat on musiał zachorować na (…)?!
_________________________
Hihi
Przerywanie w trakcie ciekawego momentu – me gusta ^.^

No.. to moim zdaniem początek to zupełne nudy. Wręcz gorsze od historii.
No ale pod koniec – zdaje mi się ciekawe. Ae to moje zdanie, a to nie ja tu oceniam, więc proszę o szczere komentarze. I każdy kto przeczytał ma coś takiego tu zostawić, bo inaczej się z nim rozliczę… Bwahaha! 

__________
KOMENTUJCIE, LASKI!
*
Rozdział 24.
*Kolejnego dnia*
Usłyszałam przez sen, jak Justin z kimś rozmawia. Przebudziłam się i nie dawałam żadnych oznak. Po prostu słuchałam.
-Niee, nie mogę jej tego zrobić. -westchnął.
-Spier.alaj! -krzyknął.
Po chwili rzucił telefonem o ziemię. Po policzku spłynęła mu łza. Szybko ją otarł i wyszedł z pokoju.
Leżałam zszokowana. Wstałam i niepewnie udałam się za nim, zarzucając szlafrok na siebie. Szłam jak najciszej umiałam. Zjechał windą, więc mi pozostały schody. Jak najszybciej po nich zbiegłam i wyjrzałam za róg.
Stał tam. Obok niego była jakaś kobieta. Wyglądała na 30 lat. Zmierzyłam ją wzrokiem od stóp do głów. Była ubrana w wysokie szpilki oraz obcisłą czerwoną sukienkę. Jej usta pomalowane były na wyraziste bordo. Włosy blond, do ramion, kręcone. Oczy zarysowane czarną kredką, rzęsy mooocno pomalowane, a na policzkach róż. Wyglądała zjawiskowo. Justin przyglądał się jej nogom i oblizywał usta. Nie wytrzymałam tego. On dotknął ją w pasie i już mieli wychodzić z hotelu, gdy ja krzyknęłam jego imię. Obrócił się na pięcie i zaczął mnie szukać wzrokiem. Na całe szczęście za dobrze się ukryłam. Powiedział coś do tej babki i zaczął iść w moją stronę. Nie wiedziałam co robić. Wbiegłam po schodach na górę i weszłam do pokoju.
Po chwili był i chłopak. Spojrzał na mnie zdziwiony i odezwał się.
-Um… Myślałem, że cię słyszałem. Ja wychodzę. -powiedział, poprawiając kurtkę.
-Gdzie i z kim?
-Niedługo będę. -powiedział i pociągnął za klamkę. Gwałtownie wstałam z fotela i go szarpnęłam. Staliśmy twarzą w twarz.
-Gdzie i z kim idziesz? -ponowiłam pytanie.
-Nie wiem. -sapnął cicho.
-To nie idź! -uniosłam głos, a ten tylko spojrzał na mnie ze smutkiem. Dałam mu całusa w policzek, ale on go wytarł. Spojrzał na mnie z wyrzutami sumienia i wyszedł z trzaskiem drzwi.
Stałam w miejscu jeszcze przez chwilkę. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Znów zostawił mnie samą. Na dodatek wyszedł z jakąś lafiryndą.
Opadłam bezradnie na łóżko i włączyłam mp3. Słuchałam sobie NSN. Słysząc jego głos po moim policzku spłynęła jedna łza. Za nią następna i tak dalej. Aż zaczęłam nieznośnie szlochać. Nigdy nie sądziłam, że Justin coś takiego mi zrobi. Ale w końcu NIGDY NIE MÓW NIGDY. Niby nic takiego się nie stało, a jednak. Wyszedł. Nie wiem gdzie. Nie wiem dokładnie z kim. Wiem tylko, że z tą pudrownicą starszą od niego o 20 lat i że niedługo wróci, w co szczerze wątpiłam.
Leżałam, leżałam, a czas leciał. Czas bez Biebera to dla mnie zmarnowany czas. Postanowiłam wysłać mu smsa.
„Kiedy wrócisz?
Tęsknię za tobą…
„


Odpowiedź dostałam dopiero po 40 minutach.
„Justin tak szybko do ciebie nie wróci. Kazał mi to napisać.”
Patrzyłam się w ekran komórki i nie mogłam uwierzyć w te słowa.
„Kim jesteś?” Napisałam do tej lafiryndy.
„Jestem kim jestem. Nie powinno cię to obchodzić.” -napisała tajemnicza osoba.
„A jednak.” -Odpisałam szybko. Nie dostałam odpowiedzi. Rzuciłam komórką o ścianę. Nic się jej nie stało, jednak wyżyłam się. Spojrzałam na zegarek. Był już późny wieczór, a Justin wyszedł przed obiadem. Czułam się bezradna. Nic nie mogłam zrobić. Nie jestem jak inne dziewczyny w podobnych sytuacjach. Ja nie potnę się czy też nie odbiorę sobie całkowicie życia. Siedziałam bezczynnie na tym beznadziejnym fotelu, patrząc się na moje beznadziejne spodnie, słuchając przy tym beznadziejnych dźwięków dochodzących z mojej komórki. Chwila. Ktoś do mnie dzwoni.
Odebrałam niepewnie. W słuchawce usłyszałam Biebera.
-Przepraszam, że jeszcze mnie nie.. -urwał chłopak.
-On nie wróci do ciebie. -powiedziała kobieta, z którą wychodził.
-Pytam się jeszcze raz! Kim jesteś?! -krzyknęłam.
-Dziw.ką. -zaśmiała się. -Jus-Justin, przestań! -wydawała ciche jęki.
Po moich policzkach mimowolnie zaczęły spływać łzy. Rozłączyłam się i gadałam sama do siebie.
-No tak. Przecież nie dałam mu wczoraj tego, co chciał. Brawo, Amy! -mówiłam, nieprzestając płakać.
Teraz już nie wytrzymałam.
Zaczęłam pakować moje rzeczy do walizki. Zabrałam WSZYSTKO co moje. Kiedy skończyłam, chwyciłam klamkę i wyszłam z pokoju. Zjechałam windą i wyszłam z hotelu. Zamówiłam taksówkę. Nie wiedziałam gdzie jechać, więc wybrałam lotnisko. Sparwdzałam kiedy są loty do USA. Następny była za 30 minut, które szybko mi zleciały. Wyszłam z budynku.
Miałam już odlatywać, gdy…
###
Mam nadzieję, że ciekawy, ale krótki ;/ A przerwałam w tym momencie, bo bateria od laptopa pada. (hihi
)

___________________________
Dla ciebie komentarz, to komentarz; a dla mnie komentarz, to dowód, że ktoś to czyta. No i jeszcze ta satysfakcja… Haha 

Więc… KOMENTUJCIE!
Rozdział 23.
*Rankiem, następnego dnia*
Obudziłam się wtulona w mojego chłopaka. Miałam … mokre policzki, a oczy mnie całkiem mocno piekły. Przecież nie możliwy był płacz przez sen. Zapewne pozostało mi to po wczorajszym wieczorze… Nie mogę uwierzyć, że gdyby nie Justin – nie żyłabym.
Ach… Jak ja go kocham. Jeszcze raz spojrzałam w te jego prześliczne zamknięte oczy i wstałam z łóżka. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam było wyjrzenie przez okno. Warszawa rankiem była taka sama jak wieczorem. Ludzie jechali do pracy, do szkoły lub szli z psami na spacery.
-Haps. -szepnęłam cicho i po moim policzku spłynęła pojedyńcza łza. Kompletnie o nim zapomniałam. Wyjrzałam ponownie przez okno i spojrzałam jeszcze raz na psy.
Westchnęłam. Jednak nie mogłam się teraz tylko tym martwić.
Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i przywołałam siebie do porządku.
Zadowolona z siebie spojrzałam ostatni raz w lustro i wyszłam z pomieszczenia. Spojrzałam w kierunku Justina, nadal spał.
Usadowiłam się wygodnie obok niego.
Spoglądałam, spoglądałam, aż nagle jego oczy się otworzyły.
Od razu się uśmiechnął. Zrobiłam to samo.
Podniósł się na łokciach, a ja zbliżyłam do jego twarzy swoją.
Już miałam go całować, gdy ten się zaśmiał.
-Przepraszam. -szepnął i cmoknął moje usta.
-Ja cię nie rozumiem. -westchnęłam i poczochrałam jego włoski.
W mgnieniu oka je poprawił.
-No już już. -powiedziałam, a on zachichotał.
-Co robimy? -spytał.
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
-Halo? -krzyknął w moją stronę.
-Cii! -uciszyłam go.
-Co robimy? -zawtórował z pytaniem.
-Hm… Co powiesz na…
-Wiem! -ponownie krzyknął. -Pójdziemy dziś do…
-Wiem! -przerwałam mu tak samo, jak on mi.
-Co? -spytał rozkładając ręce.
Dałam mu znak, że jednak nie wiem, pomimo mojej odpowiedzi.
Zaśmiał się.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Nie dokończyłeś.
-Przerwałaś mi, to teraz ty coś wymyślaj.
-Jak ja wymyślałam, to ty mi przerwałeś.
-Nie dogadamy się. -brunet machnął ręką i wyszczerzył swoje białe ząbki.
-Co cię tak bawi? -spytałam.
On tylko wzruszył ramionami.
-To się nie śmiej.
-Nie lubisz mojego uśmiechu? Szkoda. Ja twój kocham. -mówiąc to puścił mi oczko. Poczułam, jak się rumienię.
On tylko przejechał swoją ciepłą dłonią po moim policzku.
-To co robimy?!?!
-Możemy pójść na spacer… Pozwiedzać Warszawę. Później… hm… No nie wiem, co później. -odparł zrezygnowany chłopak.
-Później się prześpimy! -mówiłam to w celu rozśmieszenia go, jednak on otworzył szerzej oczy i pokiwał głową, zatwierdzając moją propozycję.
-A niech ci będzie. -westchnęłam.
-Kocham cię. -wyznał, choć wiedziałam o tym od tak dawna, że ho ho.
Pomogłam mu się ubrać i razem poszliśmy zjeść śniadanie do hotelowej restauracji.
Wybraliśmy naleśniki. Po prostu oboje je kochamy!
Po tym, tak jak planowaliśmy, wybraliśmy się na zwiedzanie.
Szliśmy prosto przed siebie. Cały czas.
Widziałam jak inne dziewczyny spoglądały na mojego chłopaka. To mnie irytowało… A wręcz złościło. Zaczęłam robić się cała czerwona. Justin to zauważył. Spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem.
-No co? -spytałam z pretensją.
-Nic nie chcę mówić… Masz gorączkę? -mówiąc to dotknął mojego czoła.
-Hahaha -.- -zaśmiałam się ironicznie.
-Wyluzuj. Co się stało?
-One cię poznają.
-One? -spytał, robiąc dziwną minę.
-Dziewczyny, no.
-Hej, mała, … -przerwałam mu.
-Spodobają ci się, a o mnie zapomnisz. -mówiłam ze łzami w oczach.
Spojrzał na mnie rozbawiony i mnie pocałował.
Nagle przyszła mi myśl do głowy, że gadałam gadałam głupoty. Justin mnie kocha i nie zrobiłby mi czegoś takiego.
Oddaliśmy się chwili. Nie interesowało nas, że stoimy na środku chodnika i ludzie się gapią. Najważniejsi byliśmy my.
W pewnym momencie poczułam ciecz na mojej twarzy. Było mi coraz mokrzej.
Oderwałam się od chłopaka i spojrzałam w niebo. Padał deszcz. Zaśmiałam się.
-Matka Natura nas nie lubi. -westchnęłam.
Justin usiadł w kałuży na chodniku. Spojrzałam na niego, mrużąc przy tym oczy.
-Odbija? -spytałam, wyciągając rękę.
Nie skorzystał z pomocy, ani nie odpowiedział mi na pytanie.
Jedynie wciągnął świeże powietrze.
Zaśmiałam się i go lekko kopnęłam. On spojrzał na mnie podejrzanie i wybuchnął śmiechem.
-Cooo?! -spytałam, krzyżując ręce na piersiach.
On tylko kichnął.
-Fajna odpowiedź. Wstawaj, bo się przeziębisz.
Znów się nie posłuchał. Machnęłam ręką i zaczęłam odchodzić od niego.
Krzyknął coś za mną, ale nie usłyszałam, co.
W końcu – podbiegł do mnie i złapał moją dłoń. Spojrzałam na niego i za chwilę oboje wybuchliśmy śmiechem. Nie mogłam wytrzymać. Jeszcze ta jego mokra plama na tyłku.
Kiedy się uspokoiliśmy, szliśmy w stronę metra. Ściemniało się.
W metrze Justin ciągle mi przypominał o mojej „obietnicy”. Ale ja mu niczego nie obiecywałam.
Na miejscu (pokój hotelowy) brunet rzucił się na łóżko i poklepał miejsce obok niego. Posłusznie się położyłam. Gdy już leżałam, zaczął się dziwnie zachowywać. A no tak -_- Obietnica.
-Rozbierz mnie. -wysapał. A ja zmrużyłam oczy.
-Nie mam ochoty.
-Obiecałaś.
-Nie mam ochoty, zrozum. -mówiąc to pocałowałam go.
I odpuścił. Dobrze zrobił.
W ciszy i spokoju zasnęliśmy.
###
I jest 23 

Jak się podoba? ;] Liczę na szczerość!
_____________
Czytałaś? Proszę o komentarz!
Rozdział 22.
*Wieczorem*
Po udanej akcji Biebera, zjedliśmy kolację w hotelowym barze. Był naprawdę urokliwy. Całe pomieszczenie wypełniała jakaś taka dziwna atmosfera – ciepła.
Usiadłam przy stoliku, gdzie siedział już Justin.
Lekko bujał się na krześle, choć nie było bujane.
Myślałam, że to się źle skończy. Miałam rację.
Chłopak spadł. Raptownie coś mną wstrząsnęło i pomimo, że nic mu się nie stało, byłam przerażona. To był kolejny dowód na to, że naprawdę go kocham.
To słodki chłopak. Nie jest jak inni. On jest wrażliwy, romantyczny, kochany i … cały mój.
Podałam mu rękę i lekko się podniósł. Zaśmiał się pod nosem. Dopiero teraz spostrzegłam, że na nas patrzą się niemal wszyscy ludzie przebywający w restauracji. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ bardzo lubię być w centrum zainteresowania.
Btw.
Chłopak wygodnie usadowił się na krzesełku, tym razem nie bujając się, pociągnął mnie za rękę. Stałam przed nim. Poklepał swoje kolana, dając mi tym samym znak, bym usiadła. Wykonałam jego polecenie. On położył na moim ramieniu swoją głowę i lekko pocałował moją szyję. Całe moje ciało przeszedł dreszcz. Brunet westchnął głęboko, ściskając mnie w pasie.
Obróciłam głowę i delikatnie go pocałowałam.
-Kocham cię. -szepnął mi do ucha. Cichutko zachichotałam.
-Ja ciebie też. -odparłam mu.
-To dlaczego nie weźmiemy ślubu? -spytał, a ja wybuchłam śmiechem.
On skrzywił się tylko.
-Ja nie mówiłem tego na żarty, wiesz? -powiedział ironicznie.
-Przepraszam, ale tak to zabrzmiało.
On wyglądał tak, jakby strzelił mi focha. Postanowiłam rozluźnić atmosferę, więc załaskotałam go. On jednak nie zmienił wyrazu twarzy, widać było, że go zraniłam jednym głupim słowem.
Nie odzywając się wstał, przy tym samym powodując, że podniósł mnie. Posadził z powrotem na krzesło, a sam poszedł gdzieś.
Patrzyłam jak odchodzi.
Dokończyłam kolację i zapłaciłam za rachunek.
Wjechałam windą na górę i weszłam do pokoju.
Justin siedział na laptopie i coś pisał.
Gdy zbliżyłam się do niego, zauważyłam, że siedzi na twitterze. Pisał do fanów i czytał także ich wiadomości. Czasami się uśmiechał, a czasami twarz chował w dłoniach.
Usiadłam obok i już miałam dołączyć, gdy ten gwałtownym ruchem wyłączył urządzenie i je schował. Bez jednego słowa położył się na łóżku i przykrył na samą szyję.
Spojrzałam na niego z wyrzutami sumienia.
Postanowiłam działać.
-Justin?
-Czego jeszcze się od ciebie dowiem? Może zachowuję się jak przedszkolak? A może jestem za mało inteligentny? Niee… Co ja gadam. No przecież ja jestem ogólnym idiotą, który nic nie umie i wszystko psuje! -krzyknął brunet, a ja zalałam się łzami. Zaczęłam szlochać.
-Ja… -przerwał mi.
-Weź już się dzisiaj zamknij, ok?! -krzyknął, wstał i trzasnął drzwiami.
Nigdy wcześniej nie sądziłam, że można go tak łatwo urazić.
Poszłam do łazienki i wzięłam zimny prysznic. Czysta położyłam się do łóżka, jednak nie mogłam zasnąć.
Usłyszałam, że ktoś wszedł do pokoju. Obróciłam się, a tam stał nieznajomy mi mężczyzna.
Przestraszyłam się i gwałtownie złapałam za telefon. Wycisnęłam numer Justina, ale on odrzucił.
Nie wiedziałam co robić, gdy ten się odezwał.
-Gdzie są pieniądze? -usłyszałam zachrypnięty głos.
-Jakie? -nic o żadnych pieniądzach nie wiedziałam. Czyżby Justin był je komuś winny?
-Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi! A teraz dawaj. Bo inaczej porozmawiamy.
Pokiwałam głową z dezaprobatą, a on zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko.
Chwycił moją szyję w swoje dłonie. Zaczęłam ponownie płakać. Wręcz szlochać, moje serce przyśpieszyło.
Krzyknęłam o pomoc.
-Sama się o to prosisz. -powiedział i zaczął zaciskać dłonie na mojej szyi. Zaczęło brakować mi powietrza, gdy do pokoju wszedł Justin.
Spojrzał z wielkim zadziwieniem na tego faceta i błyskawicznie podbiegł do niego. Chwycił go za bluzkę i wypchał jednym ruchem za drzwi, które szybko zamknął.
Podbiegł do mnie i usiadł obok mnie. Nie przestawałam płakać.
On spojrzał mi głęboko w oczy i przetarł mój policzek.
Wtuliłam się w niego, a on mnie pieścił.
Nie przestawałam szlochać.
Czułam jeden wielki mętlik w głowie . . .
**Oczami Justina**
Nie mogłem na nią patrzyć. Ten widok powodował, że miękło mi serce. To było okropne, a ten gość – pedał. Jeden wielki pedał. Nic innego. Nikt, ale to nikt nie ma prawa straszyć mojej kochanej Amy.
Cały czas dawałem jej do zrozumienia, że jestem przy niej i nie ma już czego płakać, ale ona albo tego nie widziała, albo nadal była przerażona całą tą sytuacją. Stawiam na to drugie.
Objąłem jej twarz w swoje dłonie, a ona dziwnie drgnęła.
-Przepraszam… Ten człowiek właśnie w ten sposób zaczął podduszanie mnie. -wyznała mi. A mnie zszokowało, jednak od razu puściłem jej twarz.
Byłem wściekły, że wcześniej tak chamsko postąpiłem. To przeze mnie została sama w pokoju, ale te słowa… one naprawdę mnie bolały… Nie ważne. Już nie liczy się to, teraz ważne jest tylko, by wesprzeć moją słodką dziewczynę.
**Oczami Amy**
Justin nie odzywał się, a jednak czułam, że mówi do mnie w myślach. To było niesamowite.
Postanowiłam się przywołać do porządku. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Przemyłam zimną wodą moją twarz i wróciłam do chłopaka. Poprosiłam, byśmy już położyli się spać, ponieważ cała ta akcja nieźle mnie wyczerpała.
On oczywiście zgodził się.
Kiedy już leżeliśmy, zaczęliśmy rozmowę.
-Przepraszam. -zaczął brunet.
-Za co? -spytałam zdziwiona.
-Za wiele rzeczy … -zamyślił się.
-Nie przepraszaj mnie za nic – westchnęłam. -To ja powinnam cię była przeprosić.. Nie sądziłam że cię urażę. Przepraszam.
-Nie jestem już zły. -mówiąc te słowa pocałował mnie w głowę.
I tak zasnęliśmy.
——


Tylko jedna sprawa. Jeżeli to czytałaś – skomentuj. To dla mnie ważne. Bo jak nie widzę komentarzy – myślę, że nikt tego nie czyta. A skoro nikt tego nie czyta, to po co marnować czas i pisać? Dla powietrza?!
_________________________
Czytałaś? Skomentuj.
Czytałaś? Skomentuj.
Rozdział 21.
* Część dalsza *
Obudziłam się w samolocie. Przypięta pasami. Obejrzałam się lekko w bok. Justin patrzył się na mnie słodko. Do głowy przychodziła mi jedynie myśl, jak długo spałam. Postanowiłam się spytać.
-Ile spałam? -spytałam i poczułam silne zerwanie. Samolot zaczął lądować.
-Eee, tylko godzinkę, ale przez ciebie się zanudzałem. -powiedział brunet i „fochnął się”. Tak naprawdę to było udawane, a skąd to wiem? Po tym, że zaraz się zaśmiał. Odwzajemniłam to.
On jednak pobladł. Było to bardzo szybkie. Gwałtownie złapał mnie za rękę.
Spojrzałam mu w oczy. Były wystraszone. Na jego czole pojawiła się kropelka potu. Przestraszyłam się. Bałam się, że coś mu się stało.
-Co ci jest? -spytałam, łapiąc go w pasie.
On odwrócił wzrok na sufit samolotu i oparł się mocniej o fotel.
Nie odpowiedział mi na pytanie.
-Co się dzieje? -zawtórowałam. On wrócił do poprzedniej pozycji i odpowiedział mi.
-Źle się poczułem, ale już mi lepiej. -mówiąc to wziął głęboki wdech.
Zupełnie go zrozumiałam. Sama nie najlepiej się czułam, gdy lądowaliśmy.
A właśnie.
Samolot już był na ziemi.
Wszyscy z niego wszyli.
Zrobiliśmy oczywiście to samo.
Justin obejrzał się dookoła i westchnął.
-Tu jest pięknie. -powiedział po chwili.
Rzeczywiście. Polska była naprawdę urokliwa. Nie jest tu tak samo jak w stanach. Tu jest tak … tak zielono.
-To… gdzie idziemy? -spytałam chłopaka, gdy odebraliśmy już nasze walizki.
On wzruszył ramionami, wziął mnie za rękę i ruszyliśmy.
Szliśmy przed siebie. Nie obchodziło nas, gdzie zajdziemy. Ważne było to, że byliśmy razem.
Przy nim nic mi nie groziło.
W pewnym momencie ujrzeliśmy jakiś hotel.
Wyglądał na całkiem porządny, więc tam się zatrzymaliśmy.
Justin wykupił tydzień w apartamencie królewskim, odebrał kluczyki i poszliśmy.
Kiedy weszliśmy do apartamentu, okazał się być pierwszej klasy.
Był… przecudny.
Składał się z trzech pokoi. A mianowicie sypialni, łazienki oraz salonu.
Ściany sypialni były lekko różowe, znajdowała się tam wielka szafa, a łóżko było ogromne.
Salon był równie piękny, a barwy także delikatne. Tak samo było z łazienką.
Zwiedzając wyjrzałam przez okno. Widok był oczarowujący. Na samą myśl, że zamieszkamy tu, przeszły mnie ciarki.
Postanowiłam wziąć gorącą kąpiel.
Nalałam sobie wody i płynu truskaffffkowego.
Pięknie pachniało…
Czyściutka wyszłam z łazienki i napotkałam leżącego na łóżku Justina. W ręku trzymał malutkie pudełeczko. Gdy się przyjrzałam, zauważyłam, że to gumki. Zaskoczona spytałam go, gdzie to zdobył.
-Skąd masz? -mówiąc to, położyłam się obok niego. On spojrzał na mnie rozbawiony i odpowiedział mi.
-Ze sklepu. -zaśmiał się, ja także.
-Ale dokładniej chcę wiedzieć.
-No cóż. Ze sklepu hotelowego. -gdy to mówił, zdjął z siebie bluzkę. Spojrzałam na jego klatkę i od razu coś mnie naszło. Przybliżył swoje usta do mojej szyi. Czułam jego ciepły oddech. Lekko odepchnęłam go ręką, ale on spojrzał na mnie maślanymi oczkami.
Wstałam do pozycji siedzącej i pocałowałam go.
On przeciągał ten pocałunek, jakby chciał, by trwał w nieskończoność.
To mnie nieźle rozbawiło. Może by i udało się Justinowi tego dokonać, ale zaczęłam się brechtać i nie pozwoliło to nam się całować.
-Nie przerywaj. -zwrócił mi uwagę i powtórnie się do mnie przyssał. Chciałam robić mu na złość i oczywiście znów przerwałam.
On jednak nie dawał za wygraną. Zeszedł z łóżka i zdjął spodnie tak, że był w samych bokserkach. Podniecenie przeszyło całe moje ciało.
Po prostu to mnie przerastało.
Kiedy usiadł na łóżko, delikatnie dotknęłam miejsca, które lekko wychylało się po za majteczki chłopaka.
-Zboczuchu mój! -krzyknął Justin i zdjął za chwilkę to, co mu zostało. Rzucił się na mnie jak tygrys na gazelę. Jednak zapomniał, że jestem w ubraniach.
-K..wa! -przeklnął, gdy się skapnął. Jego spostrzegawczość była zerowa.
Nie chciałam go jednak denerwować i dobrowolnie się rozebrałam.
Spojrzał na mnie łakomym wzrokiem.
Poczułam dreszcze na ciele. Przyglądał się wszystkiemu. Dokładnie każdemu szczegółowi. To było bardzo niezręczne.
Uderzyłam go lekko w brzuch.
Zachichotał. Podniósł się i położył na mnie.
Nagle poczułam ciepło… w sobie.
Poruszał się delikatnie, patrząc na każdą moją reakcję.
Jednak gapa, wiadomo.
Wypchnęłam go z siebie (autorka: hahaha
) i skarciłam go wzrokiem.

Spojrzał na mnie pytająco.
Ja tylko wyjęłam spod siebie gumki.
Chłopak poczerwieniał.
Otworzył szybko pudełeczko, naciągnął zabezpieczenie i kontynuował.
Kiedy po kilkunastu minutach skończył, opadł obok mnie i wybuchł śmiechem.
Spojrzałam na niego, mrużąc oczy.
On nie przestawał się brechtać.
-No co?? -spytałam w końcu.
-Nic
-mówiąc to uśmiechnął się delikatnie.

To mnie zdziwiło, ale on to zauważył i pocałował mnie.
To sprawiło, że moje podejrzenia znikły. Raz na zawsze.
——
No
Trochę zboczony xD Wiem wiem… Ale piszcie, jak się podobał ;D

I kto to przeczytał – obowiązkowo daje komentarz!
___________________________
Komentujcie! xD
Rozdział 20.
*W podróży*
Właśnie lecieliśmy samolotem.
Wiedziałam, że to jest najlepsze rozwiązanie. Może nasze zachowanie nie było odpowiedzialne, ale ważne że byliśmy razem.
Przy nim czułam się jak w bajce. Ja byłam jego księżniczką, a on moim księciem.
On traktował mnie naprawdę po królewsku. Ja jego z resztą też. W stu procentach zasługuje na to, jest wspaniałym człowiekiem. Miał trudne dzieciństwo… Staram mu się to wynagradzać, chociaż to nie ja zawiniłam.
Do rzeczy.
Justin objął mnie ramieniem. Spojrzał mi w oczy, a w nich wyraźnie dostrzegłam… chwila? Lęk… Bał się czegoś.
Zapytałam się go.
-Justin, boisz się? -On spuścił wzrok i wtulił się we mnie.
Nastała cisza. Inni pasażerowie umilkli, jakby czekając na odpowiedź chłopaka.
-Boisz się? -zawtórowałam.
Nie przestawał się do mnie przytulać. Cicho westchnął, a następnie wydał z siebie ciche „tak”.
-Czego? -spytałam, gładząc jego włosy.
Były aksamitne… Takie zadbane… Mogłabym je masować w nieskończoność, jednak chłopak usadził się do pozycji, w której nie było to możliwe.
Otworzył swoje usta i już miał mówić, gdy nagle wybuchł płaczem.
Wstał ze swojego miejsca i pobiegł między fotelami.
Poszłam szybkim tempem za nim.
Schował się w łazience.
Zapukałam raz i otworzył. Wciągnął mnie za rękę i powiedział.
-Dobrze… Powiem to. Boję się anty-fanów. -Mówiąc to otarł łzy i pociągnął nosem.
Było mi niezmiernie go szkoda. Objęłam go i spojrzałam mu głęboko w oczy.
Świeciły się od łez. Dałam mu całusa w policzek i powiedziałam.
-Justin, ale nie masz ich się czego bać. -wtuliłam go w siebie.
On zaszlochał i odpowiedział mi.
-Nie widziałaś co oni piszą, prawda? Chcą mnie zabić. -ponownie się rozpłakał. Mi z oczu wyleciała łza, na myśl, że miałabym stracić chłopaka.
On spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem i powiedział, bym nie płakała, jednak nie panowałam nad tym.
-Nie umiem. -powiedziałam i złapałam jego dłoń. Była zimna oraz trzęsła się.
-Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś? -dodałam po chwili.
Nie odpowiedział tylko westchnął i pocałował mnie.
Poczułam ciepły dreszczyk.
On chyba też, bo oderwał się ode mnie i się zaśmiał.
-Och, już humor lepszy? -spytałam żartobliwie.
On ponownie się zaśmiał.
-Mhm
-odpowiedział, znów śmiejąc się.

Jego śmieszek jest zaraźliwy, więc siedzieliśmy w łazience i zalewaliśmy się z nie wiadomo czego.
W pewnym momencie Justin zdjął spodnie. Spojrzałam na jego bokserki. Coś lekko wystawało. Zachichotałam. On zrobił to samo.
Zdjął koszulkę i spojrzał na mnie dziwnie.
Nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Co?! -spytałam, pacząc jak paczy.
-Nie wiem na co czekasz. Rozbieraj się. -powiedział już cały goły brunet.
W jednej chwili przeszedł mnie dreszcz, a w drugiej wysłuchałam rozkazu chłopaka.
Wiedziałam, że właśnie lecimy, ale nic nam nie przeszkadzało.
Chłopak przyglądał mi się uważnie, gdy ja zdejmowałam już ostatnie co mi zostało – majtki (xD).
Zbliżył się do mnie i bezlitośnie wszedł we mnie. Zupełnie bez zastanowienia.
Poczułam ciepło jego ciała.
Przyśpieszył.
Ale ja uderzyłam go w głowę, co go nakręciło jeszcze bardziej. Więc postanowiłam się odezwać.
-Gumki, pajacu. -mówiąc to zaśmiałam się.
Ekspresowym tempem wyszedł ze mnie i włożył bokserki.
-Co, rezygnujesz? -zapytałam się.
-Haha
-zaśmiał się jedynie.
Powtórzyłam pytanie.

Powtórzyłam pytanie.
-No bo ja nie mam gumek. -wzruszył ramionami.
-Co?! -spytałam zaskoczona.
-Nie miałeś wcześniej dziewczyny czy jak? -dodałam, czekając na odpowiedź.
On zaczerwienił się.
-Miałem, ale tobie się dopiero oddałem, a wiesz… mama mi zakazuje tego… -machał tak śmiesznie rękami.
Ja zdjęłam mu bokserki, no przynajmniej próbowałam, on przytrzymywał.
-Nie. Nie teraz. -powiedział, ubrał się.
Zrobiłam to samo i wyszliśmy z toalety. Usiedliśmy z powrotem na fotele.
Nie wiem kiedy, ale usnęłam na jego ramieniu…
—–
No ;D I jest 20′sty
Są jakieś zastrzeżenia?

_______
Komentujcie! ;D
Rozdział 19.
*Tego samego dnia*
Siedzieliśmy spokojnie w salonie, na kanapie, gdy poczułam mocne ukłucie w serce. Nie wiedziałam co się dzieje.
To było okropne. Nagle przed oczami przeleciało mi całe życie. Mocno się skuliłam. Całe moje ciało przechodziły dreszcze, a Justin… Nie wiem, co on robił, ale jestem pewna że pytał się mnie, co się dzieje. Jednak słyszałam tylko swoje myśli. Widziałam oślepiający blask. Myślałam, że umieram…
Jednak zaraz podniosłam się z krzykiem, cała spocona.
To był sen. Justina nie było już przy mnie. Jak się domyśliłam, poszedł już do domu.
Sprawdziłam godzinę. Było 15 po północy.
Napiłam się troszkę wody i poszłam spać.
Kiedy leżałam już w łóżku, usłyszałam ten sam przeraźliwy krzyk. Zerwałam się z łóżka i wyjrzałam przez okno. Jednak niczego ani nikogo tam nie było. Krzyk był coraz głośniejszy i coraz bardziej się bałam. Wskoczyłam pod kołdrę i rozpłakałam się. To przez strach. Jeszcze nigdy coś takiego mnie nie spotkało.
Sama w domu. Po północy. Słychać przeraźliwe krzyki, które z każą sekundą stają się coraz silniejsze.
Szlochałam.
Nagle usłyszałam wielki łomot na dole. Moje ciało stało się sparaliżowane.
Łapnęłam za telefon i puściłam sygnał Justinowi. Niestety sms nie doszedł do niego… Nie było zasięgu.
Usłyszałam ciężkie kroki po schodach.
Wtedy moje serce zaczęło szybciej bić, wiedziałam, że zaraz stanie się coś złego, że tego nie przeżyję.
Ucichły. I krzyki i kroki.
Nie wytrzymałam tego napięcia. Zemdlałam.
*Następnego dnia*
Obudziłam się znów cała spocona. Wczorajsza noc nieźle mnie przeraziła. Nie chciałam mieszkać w tym domu. Już nigdy więcej. Najdziwniejszy był fakt, że Haps wcale nie szczekał.
Delikatnie wstałam z łóżka. Czułam się osamotniona w tej chwili, bo byłam.
Dla pewności wyjrzałam przez okno. Nikogo nie było w okolicy.
Spojrzałam na wyświetlacz komórki.
22 nieodebrane połączenia od Justina.
Oddzwoniłam do niego.
Odebrał. Od razu poczułam ulgę. Poczułam jego wsparcie i to, że obroni mnie w razie, gdyby była taka potrzeba.
-Halo? -odezwał się. Jego aksamitny głos dodał mi otuchy.
Rozmawiając z nim, zeszłam na dół.
Okno było wybite. Hapsa nigdzie nie było.
I znów. Wczorajszy wieczór stanął mi przed oczami.
Złapałam za moją torebkę i jak najszybciej wybiegłam z domu.
Niestety nie byłam sama.
Za mną coś biegło. To nie był człowiek. Sama nie potrafiłam określić, co to było. Trochę jak duch, ale nie do końca. Duch przecież nie wybiłby mi okna? Ani nie słychać by było jego kroków?
Nie wiedziałam w tej chwili nic. Biegłam w stronę domu Justina.
Widmo przyśpieszało, niekiedy wyprzedzało mnie i odwracało się do mnie twarzą. Była … Brak mi słów.
Kiedy byłam już przed domem bruneta, zobaczyłam policję.
Stała tam.
Nie wiedziałam co się stało, więc podeszłam już spokojniej, wiedząc, że nie jestem sama.
-Dzień dobry. Czy.. mogę wiedzieć co się stało? -spytałam nieśmiało. Bałam się już dokładniej wszystkiego. Nic nie było dla mnie normalne.
-Był tu ponoć włamywacz. Wybił jedno okno dla państwa Bieberów. -oznajmił mi funkcjonariusz. Nie wiedziałam co się dzieje. Jednak bałam się jak już mówiłam wszystkiego, co by to nie było.
-U mnie w domu stało się to samo… -westchnęłam cicho i podałam adres mojego domu policji.
Zadzwoniłam do Justina, mówiąc mu, że jestem przed jego domem.
Chłopak wyszedł z płaczem.
Przytuliłam go i pocieszyłam.
Mocno się bał, z resztą tak, jak ja.
Opowiadał mi, co się działo u niego tej nocy. O dziwo było tak samo, jak u mnie.
Podjęliśmy wspólną decyzję. Była ona tajna. Nikt, nawet jego mama nie mogła się tego dowiedzieć.
Uciekamy z miasta. Daleko. Razem.
Postanowiliśmy, że zamieszkamy tam, gdzie będzie zupełnie bezpiecznie.
Na drugim końcu świata. Jedziemy do Europy, a dokładniej to do Polski.
Weszliśmy do pokoju Justina. Był zdemolowany.
-Co tu się stało!? -spytał, klękając i ponownie rozpłakał się.
Poczułam ból. Ale psychiczny. Ciężko jest widzieć, jak twój chłopak płacze, a ty wiesz, że nic nie możesz zrobić.
-Przecież.. -przerwał mi.
-Kiedy schodziłem do ciebie, tu był porządek. Mama jest na dole, Jazzy i Jaxon też. -spojrzał na mnie wielkimi oczami, łapnął za portfel, walizkę (już spakowaną) i wybiegliśmy z domu.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy…
Na lotnisku byliśmy po niecałych 20 minutach.
Justin zarezerwował nam bilety do Polski i już niebawem nadleciał samolot.
Odlatujemy…
—–
No
Coś mnie wzięło na popisanie o strasznych rzeczach


__________
Komentujcie ;D
Rozdział 18.
*Następnego dnia*
Wstając przypomniałam sobie o pewnej sprawie.
Justin.. on ma dziś urodziny!
Postanowiłam zadzwonić.
Chłopak odebrał zaskakująco szybko.
-Halo? -spytał.
Myślałam nad życzeniami, jednak nic nie wpadało mi do głowy.
-Sto lat! -krzyknęłam.
Zaśmiał się.
Miał słodki śmieszek.
-No co? -spytałam, ponieważ nie przestawał.
-Nic nic, dziękuję ci. -w końcu powiedział.
Kiedy podziękował mi poczułam ogromną ulgę.
Jednak sądziłam, że to nie wystarczy. On zasługuje na coś więcej, niż tylko życzenia.
Tyle pracuje, opiekuje się rodzeństwem, pomaga matce, a na dodatek znajduje czas na mnie.
Jest niesamowitym człowiekiem.
Pożegnałam się z nim telefonicznie i wybrałam się do sklepu.
Jednak na półkach nie zauważałam nic, co by mogło się mu spodobać.
Cicho westchnęłam i wyszłam z budynku.
Szłam sobie chodnikiem.
Słońce raziło mnie w oczy, jednakże wolałam tę pogodę, niż miałby padać deszcz.
Wiał lekki wiatr.
Ogółem było bardzo przyjemnie.
No.. dopóki nie przeraziłam się cudzych krzyków.
Były okropne. Brzmiało to wszystko tak, jakby ktoś obdzierał z kogoś skórę.
Obejrzałam się dookoła, jednak niczego nie zauważyłam.
Postanowiłam, Że nie będę dzwonić po policję, ponieważ za chwilę wszystko ucichło i było jak dawniej.
Jednak po głowie krążyły mi przeróżne myśli.
Zrezygnowana poszłam do domu.
Kiedy weszłam, myślałam nad podarunkiem.
Nic nie wymyśliłam.
Niestety.
Myślałam, że Justin zawiedzie się na mnie. Ba. Ja to wręcz wiedziałam.
Myślenie przerwał mi dzwonek do drzwi.
Wyjrzałam przez lufę.
Stał tam uśmiechnięty brunet.
Otworzyłam mu szczęśliwa i pocałowałam go.
Kiedy nasze języki tańczyły, otworzyłam lekko oczy i ujrzałam człowieka. Pijanego.
Szedł środkiem ulicy ledwo utrzymując się na nogach.
Oderwałam się od chłopaka i pociągnęłam go za rękę do domu. Nie chciałam mieć jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego z tym człowiekiem.
Kiedy byliśmy w środku, chłopak się wygodnie usadowił i poklepał miejsce obok niego, dając mi znak, bym się dosiadła.
Zrobiłam jak chciał.
Spojrzał na mnie śmiertelnym wzrokiem.
Przestraszyłam się i drgnęłam.
On się zaśmiał. W jego oczach widziałam rozbawienie, a usta to potwierdzały.
Cały czas się śmiał, a jak nie to przynajmniej uśmiechał.
Innymi słowy miał świetny humor.
W pewnym momencie zamilkł. Była strasznie niezręczna cisza.
Na całe szczęście Haps (dzięki @karola121610) to przerwał szczekając.
Podbiegł do nas i spojrzał w oczy Justina. Nie dziwię mu się. Ja też kocham patrzyć brunetowi w oczy. Przypominają mi trochę czekoladę… A ja kocham czeko 

Justin odwrócił jednak wzrok od futrzaka.
Spojrzał teraz mi głęboko w oczy.
Spojrzał teraz mi głęboko w oczy.
Nie mogłam oderwać od niego wzroku.
Czułam, że zaraz mnie pocałuje i miałam rację.
Powoli zbliżył swoją twarz do mojej. Złapał mnie za podbródek i przyciągnął do siebie.
Nasze usta się złączyły. Dziś już drugi raz.
Ten był jednak lepszy.
A może i najlepszy.
Nigdy nie całowaliśmy się tak czule.
Justin miał słodkie usta, a jego język masował delikatnie mój. Jego ręce były splecione na moich plecach. Co jakiś czas wykonywał subtelny ruch. Jeździł nimi do góry i do dołu. Czułam, że zaraz zasnę.
Było mi jak w raju. Jak w takim lepszym świecie.
Nie zawsze się tak czuję przy nim, a sama nigdy.
Ale tym razem tak było.
To był niezapomniany pocałunek. Czułam, że przy śmierci go jeszcze wspomnę….
—–
Jakoś napisałam. Uff. Nie miałam czasu. Przepraszam, że tak długo nie pisałam.
Ale za dużo nauki i wgl. Mam nadzieję, że zrozumiecie mnie.
Po za tym, niekiedy wcale nie miałam czasu, by nawet pomyśleć nad nowym rozdziałem.
No cóż.. Tak bywa..
_______
Komentujcie! ;D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz