siedem
Poczułam czyjąś zimną rękę na moim ramieniu, otworzyłam oczy i zobaczyłam Blair. Podniosłam się, była już ubrana. Coś do mnie mówiła, ale z powodu, że dopiero wstałam, prawie nic nie zrozumiałam. Sięgnęłam po telefon. 8:09, jest wcześnie, więc nie rozumiałam czemu Blair już jest na nogach. Śniadanie dopiero o 9:30, wystarczyłoby gdybym obudziła się o za piętnaście dziewiąta. Rozciągnęłam się i jednocześnie ziewając zapytałam się Blair.
- Nie mogłaś mnie później obudzić?
- Nie, Crosworss chce z tobą rozmawiać. A, i lunatykowałaś. - Blair się zaśmiała.
- To nie jest śmieszne. - Na przekór parsknęłam śmiechem, poszłam po łazienki, umyłam się cała. Ubrałam i zeszłam do pokoju nauczycielek. Lekko zapukałam, starając się nie obudzić osób w pokojach obok. Poczekałam chwilę. Nagle drzwi się otworzyły. Jednak stałam nieco za blisko, a że drzwi otwierały się do środka dostałam nimi w głowę. Nic wielkiego, przyzwyczaiłam się już do tego typu wypadków, bo jak na osobę nad którą nie krąży żadne fatum, często mi się zdarzają. Nauczycielka od razu pytała się czy nic mi nie jest i takie tam. Z jej pokoju poczułam zapach herbaty zielonej. Mój tata takę uwielbiał i zawsze parzył mi ją kiedy do niego przyjeżdżałam. Czasami wprost nienawidziłam mamy za to co robiła, że rozstała się z tatą i że nie możemy mieć normalniej rodziny, tylko co miesiąc muszę latać z Los Angeles na przedmieścia Nowego Jorku. Najgorsze było to, że musiałam wybierać pomiędzy nimi z kim mam mieszkać. Oboje kochałam z całego serca, a żadnego nie chciałam skrzywdzić. Ze względu na moją młodszą siostrę, które była za mała, na wybór a Sąd wybrał mamę, to ja również, nie chciałam jej zostawiać.
- Jennifer, muszę z tobą porozmawiać. - Pokazała ręką, żebym weszła. - Chodzi o wczoraj.
Przed oczami pojawił mi się wczorajszy wieczór z Justinem. Wszystko w przyspieszonym tempie.
- Tak, wiem. Przepraszam, za późno wróciłam. - Skinęłam głową, na znak, że wszystko zrozumiałam.
- Nie o to chodzi Jenny. - Jeżeli nie o to, to nie miałam pojęcia czemu Crosworss chciała ze mną rozmawiać. - Chodzi o to, że ten chłopak, z którym wczoraj wyszłaś, dzisiaj w nocy nie dawał spać ludziom w hotelu.
- Jak to? - Zdziwiłam się bardzo.
- Na początku, koło 1 w nocy, przyszedł do recepcji, i zaczął się wypytywać czy może do ciebie podejść do pokoju. - Nauczycielka mówiła serio, a ja chciałam się śmiać, lecz powstrzymałam się i pozwoliłam sobie na uśmiech. - Później, kiedy nikt go nie wpuścił to przed hotelem zaczął ciebie wołać. Ludzi i nasi uczniowie się skarżyli. Sama zeszłam mu powiedzieć, żeby poszedł i dopiero wtedy posłuchał. Prosił żeby dać ci to. - Crossworss dała mi kopertę.
- Ja przepraszam bardzo, bardzo za niego. Nie wiem, co go opętało.
- Nic nie szkodzi Jennifer, tylko poproś go, żeby więcej tak nie robił, bo mogą nas wydalić z hotelu. - Przytaknęłam głową, a kiedy chciałam już wychodzić, wychowawczyni dodała jeszcze - Ten chłopak jest całkiem przystojny, i chyba ciebie naprawdę lubi.
Było jeszcze dużo czasu do śniadania, poszłam do pokoju. Blair leżała na swoim łóżku, czytając Teen Vouge'a. Zajęłyśmy się rozmową. Tak bardzo chciałam powiedzieć jej wszystko, ale Bóg wie, komu ona by to wypaplała, a nie chciałam żeby każdy o tym wiedział. I tak prędzej czy później to nastąpi.
- No to Jenny, mów gdzie byłaś wczoraj. Poszłaś tak bez uprzedzenia.
- Musiałam iść z jakąś babką na lotnisko. Zostawiłam tam taką małą walizkę. Zupełnie o niej zapomniałam. - Powiedziałam bez zastanowienia.
- To gdzie ona teraz jest? - Zapytała się Blair, a ja nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Spojrzałam tylko na zegarek. - Chyba musimy iść na śniadanie
- Nie mogłaś mnie później obudzić?
- Nie, Crosworss chce z tobą rozmawiać. A, i lunatykowałaś. - Blair się zaśmiała.
- To nie jest śmieszne. - Na przekór parsknęłam śmiechem, poszłam po łazienki, umyłam się cała. Ubrałam i zeszłam do pokoju nauczycielek. Lekko zapukałam, starając się nie obudzić osób w pokojach obok. Poczekałam chwilę. Nagle drzwi się otworzyły. Jednak stałam nieco za blisko, a że drzwi otwierały się do środka dostałam nimi w głowę. Nic wielkiego, przyzwyczaiłam się już do tego typu wypadków, bo jak na osobę nad którą nie krąży żadne fatum, często mi się zdarzają. Nauczycielka od razu pytała się czy nic mi nie jest i takie tam. Z jej pokoju poczułam zapach herbaty zielonej. Mój tata takę uwielbiał i zawsze parzył mi ją kiedy do niego przyjeżdżałam. Czasami wprost nienawidziłam mamy za to co robiła, że rozstała się z tatą i że nie możemy mieć normalniej rodziny, tylko co miesiąc muszę latać z Los Angeles na przedmieścia Nowego Jorku. Najgorsze było to, że musiałam wybierać pomiędzy nimi z kim mam mieszkać. Oboje kochałam z całego serca, a żadnego nie chciałam skrzywdzić. Ze względu na moją młodszą siostrę, które była za mała, na wybór a Sąd wybrał mamę, to ja również, nie chciałam jej zostawiać.
- Jennifer, muszę z tobą porozmawiać. - Pokazała ręką, żebym weszła. - Chodzi o wczoraj.
Przed oczami pojawił mi się wczorajszy wieczór z Justinem. Wszystko w przyspieszonym tempie.
- Tak, wiem. Przepraszam, za późno wróciłam. - Skinęłam głową, na znak, że wszystko zrozumiałam.
- Nie o to chodzi Jenny. - Jeżeli nie o to, to nie miałam pojęcia czemu Crosworss chciała ze mną rozmawiać. - Chodzi o to, że ten chłopak, z którym wczoraj wyszłaś, dzisiaj w nocy nie dawał spać ludziom w hotelu.
- Jak to? - Zdziwiłam się bardzo.
- Na początku, koło 1 w nocy, przyszedł do recepcji, i zaczął się wypytywać czy może do ciebie podejść do pokoju. - Nauczycielka mówiła serio, a ja chciałam się śmiać, lecz powstrzymałam się i pozwoliłam sobie na uśmiech. - Później, kiedy nikt go nie wpuścił to przed hotelem zaczął ciebie wołać. Ludzi i nasi uczniowie się skarżyli. Sama zeszłam mu powiedzieć, żeby poszedł i dopiero wtedy posłuchał. Prosił żeby dać ci to. - Crossworss dała mi kopertę.
- Ja przepraszam bardzo, bardzo za niego. Nie wiem, co go opętało.
- Nic nie szkodzi Jennifer, tylko poproś go, żeby więcej tak nie robił, bo mogą nas wydalić z hotelu. - Przytaknęłam głową, a kiedy chciałam już wychodzić, wychowawczyni dodała jeszcze - Ten chłopak jest całkiem przystojny, i chyba ciebie naprawdę lubi.
Było jeszcze dużo czasu do śniadania, poszłam do pokoju. Blair leżała na swoim łóżku, czytając Teen Vouge'a. Zajęłyśmy się rozmową. Tak bardzo chciałam powiedzieć jej wszystko, ale Bóg wie, komu ona by to wypaplała, a nie chciałam żeby każdy o tym wiedział. I tak prędzej czy później to nastąpi.
- No to Jenny, mów gdzie byłaś wczoraj. Poszłaś tak bez uprzedzenia.
- Musiałam iść z jakąś babką na lotnisko. Zostawiłam tam taką małą walizkę. Zupełnie o niej zapomniałam. - Powiedziałam bez zastanowienia.
- To gdzie ona teraz jest? - Zapytała się Blair, a ja nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Spojrzałam tylko na zegarek. - Chyba musimy iść na śniadanie
***
Wieża Eiffla wyglądała cudownie. Pogoda dopisywała, a wiatr który nie ustawał, dawał przyjemne orzeźwienie. Wjechaliśmy na najwyższe piętro wieży, skąd rozciągał się cudowny widać do cały Paryż. Szłam tyłem, kiedy poczułam że ktoś łapie mnie za biodra. Natychmiast odwróciłam się i zobaczyłam, nikogo innego tylko Justina. Miał na sobie bluzę z adidasa, fullcap'a, i okulary. Na czapkę miał zarzucony kaptur. Nie sposób było go rozpoznać, ale fanki dały by radę. Było naprawdę gorąco, a on był ciepło ubrany.
- Co ty tu robisz?! - Wzięłam go za rękę, i zaciągnęłam w miejsce, gdzie nikt z wycieczki nie mógł nas zobaczyć.
- Byłem na Wieży, i nagle zobaczyłem ciebie więc podszedłem się przywitać. - Odpowiedział.
- Przecież jak oni mnie zobaczą to... - Justin nie dał mi dokończyć tylko przerwał mi.
- Nie muszą nas widzieć. Chodź ze mną. - Już nie protestowałam, bo wiedziałam, że Justina i tak nie da się przekonać. Nie miałam pojęcia gdzie chce mnie zabrać. Powiem nauczycielkom, że się zgubiłam, a telefon zostawiłam w hotelu. Nie czekaliśmy na windę. Justin postanowił zejść schodami. Niemalże biegł, a ja nie mogłam za nim nadążyć.
- Justin, nie mam już siły. - Powiedziałam, kiedy byliśmy jeszcze przed połową drogi.
- Zejdź jeszcze do półpiętra. - Wykonałam jego polecenie, a kiedy podparłam się, Justin podszedł do mnie, i wziął mnie na ręce. Zaprotestowałam, ale on upierał się, że da sobie radę, bo jestem lekka jak piórko.
- Justin dam sobie radę sama, tylko proszę, wolniej. - Wtedy Justin posłuchał mnie, i postawił mnie na nogi. Podeszłam do barierki. Wiedziałam, że za mną stoi Justin.
- Czy mi się wydaje, czy jesteś jakiś dzisiaj przygnębiony.
- Haha, nie przygnębiony, tylko raczej zmęczony krzyczeniem, czekaniem na ciebie pod twoim hotelem.
- Właśnie! Ty! Jeszcze raz mi tak zrobisz, a moja nauczycielka mówiła, że wywalą nas z hotelu głupku! Poza tym powiedziała, że jesteś przystojny. - Zaśmiałam się. Justin stał bardzo blisko mnie.
- A dała ci coś?
- Tak, ale nie zdążyłam przeczytać. To coś ważnego? - Zapytałam, a kiedy to mówiłam Justin założył mi kosmyk włosów za ucho.
- Właściwie to nie. Tak był tylko mój numer telefonu, jak byś chciała... A teraz chodź, bo się spóźnimy.
- Ale gdzie?! - Justin złapał mnie za rękę i znowu zaczął biec po schodach.
Na dół zbiegłam cała zmachana. Nie miałam siły iść dalej, i dopiero w tej chwili uświadomiłam sobie, jaką mam słabą kondycję. Justin nadal biegł, było tak ciepło, że nie rozumiem czemu on się nie ugotował w swoim ubraniu. Dopiero kiedy Justin spojrzał na zegarek zaczął iść spokojnym krokiem. Nadal trzymał moją rękę. Może to brzmi dziwnie, ale czułam się przy nim bezpieczna i tak jakbym znała go już od lat. Z Mike'm było inaczej, długo czasu minęło za nim go polubiłam, a potem zakochałam. Ale to już minęło. Uświadomiłam sobie, że on zawsze był dla mnie nikim. Szliśmy ulicami Paryża, a słońce nie odpuszczało. Robiło się coraz cieplej. Justin skręcał w małe uliczki, jakby znał to miasto tak jak Blair. W końcu, doszliśmy do tej knajpki, co byliśmy wczoraj. Jednak Justin do nie wszedł.
- Jen, poczekaj chwilę, ja muszę tylko coś załatwić ok? - Pokiwałam głową twierdząco. Jen. Tak mówił do mnie mój tata. Poza tym nikt więcej. A teraz Justin. Nie minęła minuta, a Justin wrócił. - Właściwie... To nawet się ciebie nie zapytałem, czy chcesz ze mną gdzieś iść. Nie, nie powiem ci gdzie.
- Jeszcze się pytasz. - Chciałam już powiedzieć, kto by nie chciał, ale to byłoby zbyt powierzchowne. Jakbym chciała z nim tam iść, ze względu na jego pozycję w show biznesie. A tak nie jest. Weszliśmy do sklepu, taki odpowiednik monopolowego. Justin kupił jakieś napoje, chipsy, praktycznie wszystko co się dało. Zapłacił za to ponad 20Euro, ale on na to ma kasę.
Nie wiem jak długo szliśmy, ale na pewno ponad pół godziny. Justin, poprosił mnie o zatrzymanie się. Poszukał czegoś w torbie, i zaczęliśmy iść dalej. Byliśmy na polanie, która wydawałoby się, nie ma końca. Nagle poczułam, zimną wodę na moich plecach. Co innego mogłabym sobie pomyśleć. Justin.
- A idź! - Rzuciłam torby, które niosłam, ale przedtem wyjęłam butelkę z wodą. Justin zaczął uciekać, ja za za nim. Odkręciłam butelkę, a strumień wody poleciał na Justina. Od razu dostałam wodą w twarz.
Pomyślałam, że minęło kilka lat, kiedy ostatni raz mogłam się tak pobawić jak dziecko.
Nim się zorientowaliśmy, oboje byliśmy mokrzy, ale moja butla jeszcze nie była pusta. Czym prędzej dobiegłam do Justina, i wylałam na niego. Potknęłam się o jego nogi, a w rezultacie, oboje się przewróciliśmy. Leżałam na Justinie. Cali mokrzy, nie mogliśmy przestać się śmiać. Nasze twarze znajdowały się w stosunkowo bliskiej odległości. Chciałam żeby ten moment trwał wiecznie. Zbliżyłam się jeszcze bardziej, a gdy nasze Justin musnął delikatnie moje wargi, poczułam się jak nigdy przedtem.
____________________________________________________
No, więc dziękuję za czytanie, jesteście wspaniali ♥
Mam nadzieję, że wam się podobał rozdział.
Nowa notka w przyszłą niedzielę :)
Zapraszam do komentowania niżej.
Pomyślałam, że minęło kilka lat, kiedy ostatni raz mogłam się tak pobawić jak dziecko.
Nim się zorientowaliśmy, oboje byliśmy mokrzy, ale moja butla jeszcze nie była pusta. Czym prędzej dobiegłam do Justina, i wylałam na niego. Potknęłam się o jego nogi, a w rezultacie, oboje się przewróciliśmy. Leżałam na Justinie. Cali mokrzy, nie mogliśmy przestać się śmiać. Nasze twarze znajdowały się w stosunkowo bliskiej odległości. Chciałam żeby ten moment trwał wiecznie. Zbliżyłam się jeszcze bardziej, a gdy nasze Justin musnął delikatnie moje wargi, poczułam się jak nigdy przedtem.
____________________________________________________
No, więc dziękuję za czytanie, jesteście wspaniali ♥
Mam nadzieję, że wam się podobał rozdział.
Nowa notka w przyszłą niedzielę :)
Zapraszam do komentowania niżej.
niedziela, 29 kwietnia 2012
sześć
Nie mogłam nic powiedzieć. Chociaż nie wiem, jak bardzo bym się starała, ograniczała ma jakaś bariera, która dziwnym sposobem nie pozwalała mi wymówić słowa. Czułam, że się uśmiecham. Moje ręce ciągle tkwiły na klatce Justina. Najpiękniejsza chwila w moim życiu. Jednak to nie może tak być. Momentalnie moje ręce poszły na dół.
- Przepraszam Justin, muszę iść - powiedziałam chyba najszybciej jak mogłam. Nie byłam pewna czy Justin mnie zrozumiał. Odwróciłam się, i szybko pobiegłam przez tłum osób idących w inną stronę. Wiem, że głupio zrobiłam, ale nie mogłam się już zawrócić. To i tak by nie wyszło. Przecież nawet nic nie było.
Tłum był tak wielki, że nie zauważyłam siatki z zakupami, która leżała dokładnie przede mną. Noga utknęła w rączce siatki, a ja cała poleciałam do przodu na kocie łby. Gdy wstałam, zorientowałam się, że każdy na mnie patrzy. Ludzie się śmieją, inni pokazują palcami.
- Bardzo śmieszne. - powiedziałam, dość głośno, żeby niektórzy znający angielski mogli zrozumieć. Rozejrzałam się, w poszukiwaniu właścicielki zakupów. Na próżno. Postanowiłam zejść na bok, i usiąść na schodach, żeby wytrzeć z piachu zdarte kolano. W kieszeni znalazłam czystą chusteczkę. Wytarłam nią ranę.
- Wszystko okej? - Podniosłam głowę i zobaczyłam Justina. Widziałam uśmiech na jego twarzy, więc niewykluczone było, że widział mój żałosny upadek.
- Chyba tak. - Odpowiedziałam, przesuwając się do ściany, żeby Justin mógł usiąść. - Przepraszam, że tak... uciekłam.
- Nic się nie stało. - Justin zaczął grzebać w plecaku. Wyciągnął wodę utlenioną. Zamierzał polać mi ją kolano. -Mogę?
- Nosisz w plecaku wodę utlenioną? I tak. Tak, możesz. - Justin uśmiechnął się. Cicho jęknęłam, ponieważ rana była dość rozległa.
- Wiesz, nigdy nie wiadomo co się stanie. - Wyszeptał. - A...
- Słucham? - wydawało mi się, że nie dosłyszałam, ale po chwili domyśliłam się, że Justin specjalnie nie dokończył?
- Chodzi mi o to... - Nie chciał dalej mówić, ale popatrzyłam się na niego takim wzrokiem, że nie miał sposobności nie dokończyć zdania. - o to, czemu tak się nagle zerwałaś.
Nie chciałam mu mówić całej prawdy, bo nikt nie wie, czy go to nie urazi. Bo krótkim zastanowieniu, wyjawiłam Justinowi to, że to i tak by nie wyszło. On jest sławny, ma dziewczynę, a paparazzi chodzą za nim krok w krok.
- Tylko, proszę nie bądź zły. - Dopowiedziałam jeszcze.
- Czemu miałbym być? - Zapytał i objął mnie jedną ręką. - Tak naprawdę, to czasami żałuję, że jestem sławny. Robię to co kocham, szkoda tylko, że psuje mi to życie. Nie mam prywatności. I to jest najgorsze w tym wszystkim. A Jenny, jeżeli ty nie chcesz się ze mną spotykać, to nie ma sprawy.
- Chcę! - Wykrzyknęłam. Ludzie po raz kolejny się na mnie spojrzeli, a Justin zaczął się śmiać. - Przepraszam. Ale... chodzi o to, że ty też masz dziewczynę i to nie jest w porządku wobec niej.
Justin nic nie odpowiedział. Tylko wstał, lekko podciągnął spodnie, rozejrzał się w okół i podał mi rękę.
- Chodź. - Wstałam. Wytarłam spodnie. Justin zaciągnął mnie w jakieś uliczki, które po zmroku wyglądały fantastycznie. Latarnie nadawały romantycznego nastroju. Na murku siedział starszy pan grający na gitarze, a po ulicy przechadzały się pary. Zauważyłam kilka lamp błyskowych z dość daleka, więc natychmiast schyliłam głowę. Justin szedł dalej, aż do małej kameralnej knajpki, gdzie prawie świeciło pustkami. Zajęliśmy miejsca. Nieliczni ludzie siedzący za nami, wyciągali telefony i robili nam zdjęcia. Czułam się niezręcznie.
- Mogę ci za... - Justin przerwał kiedy do stolika poszedł kelner, wręczając nam karty. Odpowiedział, że on nic nie chce, zapytał się mnie, a ja poprosiłam o wodę. - Mogę ci zaufać Jenny?
- Tak. Tak. - Potakiwałam.
- No to.. Słuchaj, tak na prawdę, to ten mój związek z Seleną to... nie jest prawda. Jesteśmy przyjaciółmi, to prawda, ale ja do niej nic nie czuję. - Moja twarz chyba nie wyrażała żadnych emocji. Z jednej strony cieszyłam się, że będę mogła spędzać chwile z Justinem bez obawy o Selenę. Nie wiem właściwie, czemu sobie to wyobrażałam. To wszystko nie miało sensu. Ale też czułam w pewnym sensie smutek, bo szkoda było mi Justina. Gdy popatrzyło się na jego twarz, widać było ulgę. Może, od dawna chciał to komuś powiedzieć, tylko nie miał komu? Nie wiem.
- Wow. Nie spodziewałam się tego. Ale obiecuję, że nikomu tego nie powiem, a z resztą komu? - Uśmiechnęłam się do Justina porozumiewawczo, a kiedy dostałam wodę od razu wypiłam całą szklankę. Od dawna nic nie piłam. Chciałam zostawić na stoliku kilka euro.
- Ja zapłacę. - Odezwał się Justin.
- Justin, muszę już wracać. Serio, bardzo nie chcę, ale wiesz. Ta walona wycieczka.
- Haha, to chodź, odprowadzę cię. - Justin chwycił moją rękę. Złapałam ją, może trochę za mocno, ale czułam się strasznie szczęśliwa.
Byliśmy już pod hotelem. Nie miałam ochoty tak wracać, najmniejszej, ale i tak dostanę ochrzan. W końcu jest po 22.
- Justin, dziękuję ci. - Powiedziałam.
- Za co? - Zapytał.
- No za dzisiaj, i ogólnie. Najlepszy dzień w moim życiu. Bez kitu.
- No chodź. - Justin rozłożył ręce, a ja podeszłam do niego i przytuliłam się. Nie chciałam, żeby ta chwila się kończyła. Czułam łzy w oczach, bo wiem, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Justin prawdopodobnie jutro wyjeżdża. - To co do jutra?
- Do jutra?
- Tak, a czemu nie? Miałbym zaprzepaścić kontakt z tobą? - Justin uśmiechnął się trochę nieśmiale. Spojrzał na mnie. - Płaczesz? Jenny...
- Nie.. Tylko po prostu, boję się, że nigdy... nieważne.
Czułam wzrok Justina na sobie, chciał żebym dokończyła.
- Hmmm?
- No... boję się że nigdy ciebie nie zobaczę.
- Nie pozwolę na to. - Justin zbliżył się do mnie i pocałował delikatnie mój policzek. Moja twarz się rozpromieniła.
Pożegnaliśmy się. Ja popędziłam na górę unikając nauczycielek.Weszłam do pokoju, zastałam Blair oglądającą francuski serial.
- Gdzie ty byłaś!? - dopytywała się.
- Sama nie wiem... - Zdjęłam buty i rzuciłam się na łóżko.
- Przepraszam Justin, muszę iść - powiedziałam chyba najszybciej jak mogłam. Nie byłam pewna czy Justin mnie zrozumiał. Odwróciłam się, i szybko pobiegłam przez tłum osób idących w inną stronę. Wiem, że głupio zrobiłam, ale nie mogłam się już zawrócić. To i tak by nie wyszło. Przecież nawet nic nie było.
Tłum był tak wielki, że nie zauważyłam siatki z zakupami, która leżała dokładnie przede mną. Noga utknęła w rączce siatki, a ja cała poleciałam do przodu na kocie łby. Gdy wstałam, zorientowałam się, że każdy na mnie patrzy. Ludzie się śmieją, inni pokazują palcami.
- Bardzo śmieszne. - powiedziałam, dość głośno, żeby niektórzy znający angielski mogli zrozumieć. Rozejrzałam się, w poszukiwaniu właścicielki zakupów. Na próżno. Postanowiłam zejść na bok, i usiąść na schodach, żeby wytrzeć z piachu zdarte kolano. W kieszeni znalazłam czystą chusteczkę. Wytarłam nią ranę.
- Wszystko okej? - Podniosłam głowę i zobaczyłam Justina. Widziałam uśmiech na jego twarzy, więc niewykluczone było, że widział mój żałosny upadek.
- Chyba tak. - Odpowiedziałam, przesuwając się do ściany, żeby Justin mógł usiąść. - Przepraszam, że tak... uciekłam.
- Nic się nie stało. - Justin zaczął grzebać w plecaku. Wyciągnął wodę utlenioną. Zamierzał polać mi ją kolano. -Mogę?
- Nosisz w plecaku wodę utlenioną? I tak. Tak, możesz. - Justin uśmiechnął się. Cicho jęknęłam, ponieważ rana była dość rozległa.
- Wiesz, nigdy nie wiadomo co się stanie. - Wyszeptał. - A...
- Słucham? - wydawało mi się, że nie dosłyszałam, ale po chwili domyśliłam się, że Justin specjalnie nie dokończył?
- Chodzi mi o to... - Nie chciał dalej mówić, ale popatrzyłam się na niego takim wzrokiem, że nie miał sposobności nie dokończyć zdania. - o to, czemu tak się nagle zerwałaś.
Nie chciałam mu mówić całej prawdy, bo nikt nie wie, czy go to nie urazi. Bo krótkim zastanowieniu, wyjawiłam Justinowi to, że to i tak by nie wyszło. On jest sławny, ma dziewczynę, a paparazzi chodzą za nim krok w krok.
- Tylko, proszę nie bądź zły. - Dopowiedziałam jeszcze.
- Czemu miałbym być? - Zapytał i objął mnie jedną ręką. - Tak naprawdę, to czasami żałuję, że jestem sławny. Robię to co kocham, szkoda tylko, że psuje mi to życie. Nie mam prywatności. I to jest najgorsze w tym wszystkim. A Jenny, jeżeli ty nie chcesz się ze mną spotykać, to nie ma sprawy.
- Chcę! - Wykrzyknęłam. Ludzie po raz kolejny się na mnie spojrzeli, a Justin zaczął się śmiać. - Przepraszam. Ale... chodzi o to, że ty też masz dziewczynę i to nie jest w porządku wobec niej.
Justin nic nie odpowiedział. Tylko wstał, lekko podciągnął spodnie, rozejrzał się w okół i podał mi rękę.
- Chodź. - Wstałam. Wytarłam spodnie. Justin zaciągnął mnie w jakieś uliczki, które po zmroku wyglądały fantastycznie. Latarnie nadawały romantycznego nastroju. Na murku siedział starszy pan grający na gitarze, a po ulicy przechadzały się pary. Zauważyłam kilka lamp błyskowych z dość daleka, więc natychmiast schyliłam głowę. Justin szedł dalej, aż do małej kameralnej knajpki, gdzie prawie świeciło pustkami. Zajęliśmy miejsca. Nieliczni ludzie siedzący za nami, wyciągali telefony i robili nam zdjęcia. Czułam się niezręcznie.
- Mogę ci za... - Justin przerwał kiedy do stolika poszedł kelner, wręczając nam karty. Odpowiedział, że on nic nie chce, zapytał się mnie, a ja poprosiłam o wodę. - Mogę ci zaufać Jenny?
- Tak. Tak. - Potakiwałam.
- No to.. Słuchaj, tak na prawdę, to ten mój związek z Seleną to... nie jest prawda. Jesteśmy przyjaciółmi, to prawda, ale ja do niej nic nie czuję. - Moja twarz chyba nie wyrażała żadnych emocji. Z jednej strony cieszyłam się, że będę mogła spędzać chwile z Justinem bez obawy o Selenę. Nie wiem właściwie, czemu sobie to wyobrażałam. To wszystko nie miało sensu. Ale też czułam w pewnym sensie smutek, bo szkoda było mi Justina. Gdy popatrzyło się na jego twarz, widać było ulgę. Może, od dawna chciał to komuś powiedzieć, tylko nie miał komu? Nie wiem.
- Wow. Nie spodziewałam się tego. Ale obiecuję, że nikomu tego nie powiem, a z resztą komu? - Uśmiechnęłam się do Justina porozumiewawczo, a kiedy dostałam wodę od razu wypiłam całą szklankę. Od dawna nic nie piłam. Chciałam zostawić na stoliku kilka euro.
- Ja zapłacę. - Odezwał się Justin.
- Justin, muszę już wracać. Serio, bardzo nie chcę, ale wiesz. Ta walona wycieczka.
- Haha, to chodź, odprowadzę cię. - Justin chwycił moją rękę. Złapałam ją, może trochę za mocno, ale czułam się strasznie szczęśliwa.
Byliśmy już pod hotelem. Nie miałam ochoty tak wracać, najmniejszej, ale i tak dostanę ochrzan. W końcu jest po 22.
- Justin, dziękuję ci. - Powiedziałam.
- Za co? - Zapytał.
- No za dzisiaj, i ogólnie. Najlepszy dzień w moim życiu. Bez kitu.
- No chodź. - Justin rozłożył ręce, a ja podeszłam do niego i przytuliłam się. Nie chciałam, żeby ta chwila się kończyła. Czułam łzy w oczach, bo wiem, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Justin prawdopodobnie jutro wyjeżdża. - To co do jutra?
- Do jutra?
- Tak, a czemu nie? Miałbym zaprzepaścić kontakt z tobą? - Justin uśmiechnął się trochę nieśmiale. Spojrzał na mnie. - Płaczesz? Jenny...
- Nie.. Tylko po prostu, boję się, że nigdy... nieważne.
Czułam wzrok Justina na sobie, chciał żebym dokończyła.
- Hmmm?
- No... boję się że nigdy ciebie nie zobaczę.
- Nie pozwolę na to. - Justin zbliżył się do mnie i pocałował delikatnie mój policzek. Moja twarz się rozpromieniła.
Pożegnaliśmy się. Ja popędziłam na górę unikając nauczycielek.Weszłam do pokoju, zastałam Blair oglądającą francuski serial.
- Gdzie ty byłaś!? - dopytywała się.
- Sama nie wiem... - Zdjęłam buty i rzuciłam się na łóżko.
środa, 18 kwietnia 2012
pięć.
- Ja wale. - Powiedziała do siebie Jenny.
- Co jest? - Blair zauważyła grymas na twarzy swojej przyjaciółki.
Jenny chciała już opowiedzieć, co i jak, ale zrezygnowała z tego. Wolała tego uniknąć, bo Blair nigdy nie potrafiła trzymać języka za zębami. Zawsze coś wygadała, nie ważne jak bardzo starałaby się utrzymać słowo w tajemnicy, nigdy to jej nie wychodziło. Dlatego Jenny wolała zostawić to w tajemnicy. Wie o tym tylko ona i koniec.
Włożyła telefon Justina do kieszeni, i zaczęła jeść. Jedzenie było dobre, natomiast nie zaskakująco. Krem brokułowy był za rzadki - jak zupa. Jenny niechętnie zjadła talerz, a następnie lekko marudząc zajęła się jedzeniem drugiego dania.
To, co dzisiaj się wydarzyło, nadal było dla dziewczyny zagadką. Jakoś dotychczas nie przydarzały jej się dobre rzeczy, ale dzisiaj, uświadomiła że nie ciąży nad nią żadne fatum, jak kiedyś myślała. To, że zabrała Justinowi telefon, to może przeznaczenie? Raczej nie, bo czemu niby? Jenny wyszła ze stołówki, razem z całą grupą. Kierowali się do salki ze stołami do bilarda i ping-ponga. Pani otworzyła drzwi, a jej klasa zajęła miejsca. Wszystkie krzesła były zajęte, oprócz jednego. Koło Mike'a. Jenny zauważyła, że Mike pokazuje, żeby usiadła koło niego. Ta tylko popatrzyła się na niego z pogardą, i poszła usiąść na podłodze koło Blair. Nie będzie siadać koło Mika, W życiu. Pani zaczęła opowiadać i prosić uczniów o pokazanie zdjęć z zadanie, gdy Crosswors przeczytała nazwisko Blair, ta podeszła do pani. W tej samej chwili Mike wstał, i usiadł koło Jenny. Położył swoją dłoń na dłoni Jenny, jednak ona natychmiast ją mu wyszarpnęła. Odwróciła się w drugą stroszę szepcząc "idź". Mike tylko zarzucił swoimi włosami, wstał i coś powiedział, jednak głos nauczycielki Jenny był bardziej donośny. Mówiła o tym, że takiego zachowania nie będzie tolerować. Ciągle to samo. Osoby, które chodzą do tej samej klasy co Jenny znają tą gadkę na pamięć. Zawsze mówi to samo. Blair wróciła, i usiadła koło Jenny. Razem posłuchały co nowego ich nauczycielka ma do powiedzenia. Po całej sali rozległ się dźwięk wydobywający się z telefonu.
- Błam nie jego, błagam nie jego. - mówiła do siebie Jenny. A jednak. To był telefon Justina. Dziewczyna przekonała się o tym, lekko wysuwając iPhona z kieszeni. "Alfredo is calling".
- Kto to Alfredo? - powiedziała Blair. Pewnie widziała przez ramię, jak Jenny wyciągała telefon.
- Eee - Jenny była zakłopotana. Nie miała pojęcia co powiedzieć. - No właśnie nie wiem. Musiałam go kiedyś zapisać i teraz nie wiem kto to...
- Nie odbierzesz? Poza tym, ten gość wyglądał jak ten ktoś od Justina. - Blair musiała zobaczyć zdjęcie, które było wyświetlone. Z resztą, jak można było go nie zauważyć? Było na cały ekran.
- Niee.. Nie teraz. Jak wyjdziemy to oddzwonię. A tak właściwie to gdzie jest twój telefon? Bo zdaje mi się że zostawiłaś w jadalni. - Jenny szybko zmieniła temat, a Alfredo, który cały czas dzwonił odrzuciła.
****JENNY***
Gdy nauczycielka przestała mówić, jak będzie wyglądał nasz pobyt tutaj, od razu pobiegłam do recepcji, po klucz do nowego pokoju. Ładnie się przedstawiłam paniom w recepcji. Dostałam klucz. Ale teraz gdzie są walizki? Ponownie podeszłam do starszej pani, która siedziała przy biurku. Chyba chciała żebym już dała jej spokój. Zaprowadziła mnie do pokoju służbowego, skąd wzięłam walizki. I moją i Blair, której nadal ze mną nie było. Jakoś dałam sobie radę, z wstawieniem bagaży do windy.
Otworzyłam drzwi, do pokoju. Mały korytarz, w którym były przejścia do 2 pomieszczeń. Zajrzałam do najbliższego. W miarę duża łazienka. Kabina prysznicowa, toaleta, duża szafka oraz umywalka nad którą, było zawieszone lustro. Potem weszłam do pokoju. Nic nadzwyczajnego. Miałyśmy widok na Paryż, z oddali było widać Wieżę Eiffla. Powoli zaczynało się ściemniać. Blair weszła, kiedy ja wyglądałam przez okno.
- Mam. - powiedziała.
- Telefon?
- Tak. Jakimś cudem. A właśnie! Crosswors powiedziała, że masz zejść do recepcji.
- Po co? - zapytałam.
- Nie mam pojęcia, ale idź, ja rozpakuje nasze rzeczy.
Poszłam na dół. Nie miałam pojęcia, po co. O niemal, nie zabiłam się o schody, byłam padnięta. Miałam ochotę położyć się na środku i zasnąć. Będąc koło recepcji, zauważyłam Crosswors siedzącą na sofie.
- Jestem. - Powiedziałam, jednocześnie ziewając - Przepraszam. - zaśmiałam się stosownym do sytuacji śmiechem.
- Jenniffer, ktoś przyszedł cię odwiedzić.
- Kto to? - Zapytałam z niedowierzaniem.
- Nie mam pojęcia, ale idź, pozwalam ci, w końcu jesteś już prawie dorosła. Czeka na ciebie pod hotelem. - Nauczycielka się uśmiechnęła, w sumie, to ją lubiłam.
Spojrzałam na lustro, które wisiało w recepcji, poprawiłam włosy, i wyszłam. Bóg wie, kto może być. Wyszłam przez ruchome drzwi. Serce mi zamarło, po raz kolejny tego dnia. Chwilę później poczułam jak blednę na twarzy. Otrząsnęłam się. Podeszłam bliżej. Tak. To był Justin, czekał na mnie. Czekał na mnie! W życiu, bym nie pomyślała, że kiedykolwiek spotka mnie tak wspaniała rzecz.
- Aye Jenny. - Justin objął mnie swoim silnym ramieniem. Co miałam zrobić? Moje ręce też go objęły.
- Hej Justin. - Uśmiechnęłam się. - Chyba pomyliły nam się...
- Telefony. Tak wiem. Ale w zasadzie, nie po to przyszedłem.
Zdziwiłam się. To była niezręczna sytuacja, jak dla mnie. Zrobiłam głupią minę, jakbym chciała pokazać, że jestem głupią platyną.
- I tak jesteś śliczna. - powiedział Justin, a jego ręka złapała mnie za biodro. Co on powiedział? Co powiedział Justin? Że jestem śliczna? Nie. To się nie dzieje na prawdę.
- Coś nie tak? - Zapytał
- Nie.. wręcz przeciwnie, tylko to jak dla mnie dziwna sytuacja... - Powiedziałam to zanim ugryzłam się w język.
- Rozumiem. Jeżeli nie chcesz, to mogę iść..
- Nie pozwalam ci! - wykrzyknęłam. Ale jestem głupia. Po co ja to mówię?! Justin zaśmiał się swoim słodkim śmiechem, który tak uwielbiałam.
- Dobrze, nigdzie nie idę. - Justin wziął mnie za rękę. Coraz bardziej oddalaliśmy się od hotelu. Skręciliśmy w wąską uliczkę, w której było bardzo ciasno. Ledwo co mogłam iść.
- Poczekasz chwilę? Muszę odpisać mamie. - powiedziałam.
- Nie ma sprawy.
Zaczęłam sprawdzać moją skrzynkę, gdy nagle ktoś popchnął mnie wprost na Justina. Moje dłonie dotknęły jego umięśnionej klatki. Nasze usta były na tej samej wysokości i w zadziwiającej bliskości. Były aż tak blisko, że mogłam poczuć jego oddech, a nawet ciepło bijące z jego kształtnych ust. Złapał mnie. Całe szczęście, bo inaczej moja twarz mogłaby wylądować na ziemi. Popatrzył mi się prosto w oczy, których źrenice pobłyskiwały w świetle ulicznych latarni.
- Masz piękne oczy. - Wyszeptał.
DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE. Podoba wam się inna narracja? Mis ie wydaje, że jest lepsza.
Chcesz być informowany/na? napisz w komentarzach.
Włożyła telefon Justina do kieszeni, i zaczęła jeść. Jedzenie było dobre, natomiast nie zaskakująco. Krem brokułowy był za rzadki - jak zupa. Jenny niechętnie zjadła talerz, a następnie lekko marudząc zajęła się jedzeniem drugiego dania.
To, co dzisiaj się wydarzyło, nadal było dla dziewczyny zagadką. Jakoś dotychczas nie przydarzały jej się dobre rzeczy, ale dzisiaj, uświadomiła że nie ciąży nad nią żadne fatum, jak kiedyś myślała. To, że zabrała Justinowi telefon, to może przeznaczenie? Raczej nie, bo czemu niby? Jenny wyszła ze stołówki, razem z całą grupą. Kierowali się do salki ze stołami do bilarda i ping-ponga. Pani otworzyła drzwi, a jej klasa zajęła miejsca. Wszystkie krzesła były zajęte, oprócz jednego. Koło Mike'a. Jenny zauważyła, że Mike pokazuje, żeby usiadła koło niego. Ta tylko popatrzyła się na niego z pogardą, i poszła usiąść na podłodze koło Blair. Nie będzie siadać koło Mika, W życiu. Pani zaczęła opowiadać i prosić uczniów o pokazanie zdjęć z zadanie, gdy Crosswors przeczytała nazwisko Blair, ta podeszła do pani. W tej samej chwili Mike wstał, i usiadł koło Jenny. Położył swoją dłoń na dłoni Jenny, jednak ona natychmiast ją mu wyszarpnęła. Odwróciła się w drugą stroszę szepcząc "idź". Mike tylko zarzucił swoimi włosami, wstał i coś powiedział, jednak głos nauczycielki Jenny był bardziej donośny. Mówiła o tym, że takiego zachowania nie będzie tolerować. Ciągle to samo. Osoby, które chodzą do tej samej klasy co Jenny znają tą gadkę na pamięć. Zawsze mówi to samo. Blair wróciła, i usiadła koło Jenny. Razem posłuchały co nowego ich nauczycielka ma do powiedzenia. Po całej sali rozległ się dźwięk wydobywający się z telefonu.
- Błam nie jego, błagam nie jego. - mówiła do siebie Jenny. A jednak. To był telefon Justina. Dziewczyna przekonała się o tym, lekko wysuwając iPhona z kieszeni. "Alfredo is calling".
- Kto to Alfredo? - powiedziała Blair. Pewnie widziała przez ramię, jak Jenny wyciągała telefon.
- Eee - Jenny była zakłopotana. Nie miała pojęcia co powiedzieć. - No właśnie nie wiem. Musiałam go kiedyś zapisać i teraz nie wiem kto to...
- Nie odbierzesz? Poza tym, ten gość wyglądał jak ten ktoś od Justina. - Blair musiała zobaczyć zdjęcie, które było wyświetlone. Z resztą, jak można było go nie zauważyć? Było na cały ekran.
- Niee.. Nie teraz. Jak wyjdziemy to oddzwonię. A tak właściwie to gdzie jest twój telefon? Bo zdaje mi się że zostawiłaś w jadalni. - Jenny szybko zmieniła temat, a Alfredo, który cały czas dzwonił odrzuciła.
****JENNY***
Gdy nauczycielka przestała mówić, jak będzie wyglądał nasz pobyt tutaj, od razu pobiegłam do recepcji, po klucz do nowego pokoju. Ładnie się przedstawiłam paniom w recepcji. Dostałam klucz. Ale teraz gdzie są walizki? Ponownie podeszłam do starszej pani, która siedziała przy biurku. Chyba chciała żebym już dała jej spokój. Zaprowadziła mnie do pokoju służbowego, skąd wzięłam walizki. I moją i Blair, której nadal ze mną nie było. Jakoś dałam sobie radę, z wstawieniem bagaży do windy.
Otworzyłam drzwi, do pokoju. Mały korytarz, w którym były przejścia do 2 pomieszczeń. Zajrzałam do najbliższego. W miarę duża łazienka. Kabina prysznicowa, toaleta, duża szafka oraz umywalka nad którą, było zawieszone lustro. Potem weszłam do pokoju. Nic nadzwyczajnego. Miałyśmy widok na Paryż, z oddali było widać Wieżę Eiffla. Powoli zaczynało się ściemniać. Blair weszła, kiedy ja wyglądałam przez okno.
- Mam. - powiedziała.
- Telefon?
- Tak. Jakimś cudem. A właśnie! Crosswors powiedziała, że masz zejść do recepcji.
- Po co? - zapytałam.
- Nie mam pojęcia, ale idź, ja rozpakuje nasze rzeczy.
Poszłam na dół. Nie miałam pojęcia, po co. O niemal, nie zabiłam się o schody, byłam padnięta. Miałam ochotę położyć się na środku i zasnąć. Będąc koło recepcji, zauważyłam Crosswors siedzącą na sofie.
- Jestem. - Powiedziałam, jednocześnie ziewając - Przepraszam. - zaśmiałam się stosownym do sytuacji śmiechem.
- Jenniffer, ktoś przyszedł cię odwiedzić.
- Kto to? - Zapytałam z niedowierzaniem.
- Nie mam pojęcia, ale idź, pozwalam ci, w końcu jesteś już prawie dorosła. Czeka na ciebie pod hotelem. - Nauczycielka się uśmiechnęła, w sumie, to ją lubiłam.
Spojrzałam na lustro, które wisiało w recepcji, poprawiłam włosy, i wyszłam. Bóg wie, kto może być. Wyszłam przez ruchome drzwi. Serce mi zamarło, po raz kolejny tego dnia. Chwilę później poczułam jak blednę na twarzy. Otrząsnęłam się. Podeszłam bliżej. Tak. To był Justin, czekał na mnie. Czekał na mnie! W życiu, bym nie pomyślała, że kiedykolwiek spotka mnie tak wspaniała rzecz.
- Aye Jenny. - Justin objął mnie swoim silnym ramieniem. Co miałam zrobić? Moje ręce też go objęły.
- Hej Justin. - Uśmiechnęłam się. - Chyba pomyliły nam się...
- Telefony. Tak wiem. Ale w zasadzie, nie po to przyszedłem.
Zdziwiłam się. To była niezręczna sytuacja, jak dla mnie. Zrobiłam głupią minę, jakbym chciała pokazać, że jestem głupią platyną.
- I tak jesteś śliczna. - powiedział Justin, a jego ręka złapała mnie za biodro. Co on powiedział? Co powiedział Justin? Że jestem śliczna? Nie. To się nie dzieje na prawdę.
- Coś nie tak? - Zapytał
- Nie.. wręcz przeciwnie, tylko to jak dla mnie dziwna sytuacja... - Powiedziałam to zanim ugryzłam się w język.
- Rozumiem. Jeżeli nie chcesz, to mogę iść..
- Nie pozwalam ci! - wykrzyknęłam. Ale jestem głupia. Po co ja to mówię?! Justin zaśmiał się swoim słodkim śmiechem, który tak uwielbiałam.
- Dobrze, nigdzie nie idę. - Justin wziął mnie za rękę. Coraz bardziej oddalaliśmy się od hotelu. Skręciliśmy w wąską uliczkę, w której było bardzo ciasno. Ledwo co mogłam iść.
- Poczekasz chwilę? Muszę odpisać mamie. - powiedziałam.
- Nie ma sprawy.
Zaczęłam sprawdzać moją skrzynkę, gdy nagle ktoś popchnął mnie wprost na Justina. Moje dłonie dotknęły jego umięśnionej klatki. Nasze usta były na tej samej wysokości i w zadziwiającej bliskości. Były aż tak blisko, że mogłam poczuć jego oddech, a nawet ciepło bijące z jego kształtnych ust. Złapał mnie. Całe szczęście, bo inaczej moja twarz mogłaby wylądować na ziemi. Popatrzył mi się prosto w oczy, których źrenice pobłyskiwały w świetle ulicznych latarni.
- Masz piękne oczy. - Wyszeptał.
DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE. Podoba wam się inna narracja? Mis ie wydaje, że jest lepsza.
Chcesz być informowany/na? napisz w komentarzach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz