jedenaście.
Justin całował mnie namiętnie, trzymając mnie w pasie. Chwila w której nasze wargi stykały się dłużyła mi niesamowicie. Bliskość, której brak odczuwałam przed spotkaniem Justina w tym momencie została zaspokojona. Nie miałam najmniejszej ochoty przerywać Justinowi, ale słysząc ochy i achy za sobą byłam zmuszona to zrobić. Zanim jednak to zrobiłam otworzyłam oczy. Czekoladowe tęczówki Justina pobłyskiwały światłem odbijającym się od okien. Były tak krystaliczne, że bez problemu mogłam zobaczyć swoją twarz. Mogłam patrzeć się w nie w nieskończoność i analizować milimetr po milimetrze. Kolory mieszały się tworząc piękną całość, która w świetle z brązowego koloru zmieniała się na zielony.
- To znaczy, że nie jesteś na mnie zły? - wyszeptałam
- A czemu miałbym być? - odparł
- Może ze względu na to co powiedziałam wczoraj...
- Raczej ja powinienem cię przeprosić, za to że nie - przerwałam Justinowi, bo nie chciałam już wraca do tamtego incydentu.
Odwróciłam się w stronę fanek, które bez przeszkód mogły by zobaczyć mnie i Justina. Były zszokowane, a ja bałam się się wrócić przez ich tłum. Nie wiem jaka była by ich reakcja.
- Jedź ze mną - Justin złapał mnie za prawą rękę, na co uśmiechnęłam się, a po chwili odparłam:
- Nawet nie wiesz jak bym chciała, ale nie mogę. Nie mam takiego luzu jak ty, że mogę jechać gdzie chce i kiedy chce. Muszę zostać tutaj, ale jeszcze tylko 5 dni. Z resztą... kto wie, kiedy zobaczymy się następnym razem?
- Jen, został bym tu z tobą, ale jutro jestem u Ellen więc słabo... Czyli w poniedziałek będziesz już w L.A?
- Tak, ale będę koło 18... dokładnie nie wiem...
Moshe, Ryan i jeszcze jakiś jeden człowiek stali kilka metrów za Justinem. Ochroniarz JB zawołał go i pokazał na zegarek, co znaczyło że muszą już iść.
Pożegnałam się z Justinem ściskając go z całej siły, kładąc głowę na jego ramieniu. Może się stać tak, że już nigdy go nie zobaczę, albo że to był sen (w co bardzo wątpię). Justin wyszeptał "czekaj" i podszedł do ochroniarza, który próbował mnie złapać kiedy jakimś cudem przedostałam się przez barierkę. Przyglądałam się Justinowi, kiedy ktoś chwycił mnie za ramię.
- Jus za tobą szaleje, wiesz o tym? - Odwróciłam się i zobaczyłam Ryan'a. Uśmiechnęłam się nieśmiale i włożyłam kosmyk włosów za ucho. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc nie odpowiedziałam nic. - Naprawdę, mówi mi to tobie ciągle, więc myślę że jak wrócimy do L.A będę wiedział wszystko to co ty mu powiedziałaś o sobie. - Zaśmiał się Good
- Nie wiem co powiedzieć...
- Mi nic nie musisz odpowiadać, jemu powiedz, bo on nie jest pewny czy czy czujesz to samo. - Odwróciłam się w stronę Justina, kiedy ten skończył rozmowę z ochroniarzem. Poczułam się bardzo miło, przez to co mi powiedział Ryan. Nie byłam jednak pewna czy dobrze zrozumiałam ostatnie zdanie...
Justin podszedł jeszcze na chwilę do fanek, a potem wrócił, wziął mnie za rękę. Na moje pytanie "gdzie idziemy" oznajmił, że koło pasa startowego będzie czekała na mnie taksówka. Nie powiem, że nie zdziwiłam się kiedy to powiedział, ale jak ma być tak będzie.
Nie miałam pojęcia jak przejdę przez następną odprawę - paszportową. Udało to się jednak bez większych ceregieli. Idąc już na zewnątrz, nikt się nie odzywał słyszałam tylko jak Justin śpiewał cicho refren "Stuck in The Moment". Każdy dźwięk wydawany przez niego był czysty i tańczył w moich uszach. Ryan, Moshe i jeszcze jeden facet poszli już do samolotu, a Justin dał im znak, że za chwile będzie. Prywatny odrzutowiec stał bezczynnie na płycie, kiedy wraz z JB kierowałam się do jedynej taksówki, która stała dość daleko od samolotu.
Chłopak nadal nie przestał nucić piosenki, która brzmiała idealnie.
- Wiesz, że to moja ulubiona piosenka? - powiedziałam, na co Justin po prostu się uśmiechnął. - Czekaj - Stanęłam w miejscu - co się dzieje? Jesteś jakiś taki... nie wiem. Zmieszany? Smutny? - Nie odpowiadał nic, tylko patrzył się na swoje buty. - Justin...
- Jakoś tak... - Popatrzyłam się na niego pogardliwie, bo wiem że człowiek nie ejst smutny be powodu. Zawsze coś się dzieje. Wzięłam Justina za rękę i poszłam w cień jednego z hangarów, aby słońce nie raziło mnie i żebym mogła dobrze widzieć twarz JB.
- Nie mamy dużo czasu, więc mów o co jest nie tak - nalegałam, jednak nie usłyszałam odpowiedzi - Nie rozumiem cię Justin...
Chłopak patrzył się prosto w moje oczy. Jednak milczał i nic nie wskazywało na to, że miałby mi odpowiedzieć. Nie miałam pojęcia co się z nim dzieje, bo teraz się zamknął w sobie. Nie dam mu spokoju, dopóki nie dowiem się o co chodzi. Nagle przypomniałam sobie słowa Ryan'a: "Mi nic nie musisz odpowiadać, jemu powiedz, bo on nie jest pewny czy czy czujesz to samo". Nie byłam pewna, czy chodzi o tą konkretną sytuację, która teraz trwa. Ale mówi się trudno, żyje się raz.
- Usłyszałeś w s z y s t k o co ci wczoraj powiedziałam? - zapytałam, na co Justin pokręcił głową przecząco.
- Nie... Ostatnie zdanie umknęło mi. To które powiedziałaś mi po tym jak mnie pocałowałaś.
Czyli to kiedy powiedziałam, że go kocham. Co było jak najbardziej przemyślane. Zebrałam słowa i zaczęłam mówić jednocześnie idąc w stronę taksówki.
- Akurat to było najważniejsze... Powiedziałam wtedy, że cię kocham.
Los, który nie sprzyjał mi w tym momencie, sprawił, że kiedy zaczynałam mówić "że" dotknęła mnie fala dźwięku spowodowana lądowaniem wielkiego Boeinga, więc Justin mógł nie usłyszeć tego co mówiłam. Chłopak spojrzał w stronę swojego odrzutowca.
- Muszę iść - powiedział zrezygnowany - obiecuję, że zadzwonię jak wyląduje.
- Dobra...
Justin podszedł tylko do kierowcy taksówki i załatwił gdzie ma mnie podwieźć i takie tam. Stałam przy nim, a kiedy skończył przytuliłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu. Usłyszałam głos Ryan'a. Wołał Justina.
- Obiecuje ci, że się spotkamy jak tylko wrócisz. - Pocałował mnie delikatnie w usta i pobiegł do samolotu.
Niby to tylko 2 słowa, ale znaczą jednak tak wiele. Nie powinny nazywać się słowami, bo potrafią tak samo ranić jak i uszczęśliwiać. Mają niezwykłą wartość. Niektórzy ludzie boją się ich używać i nie wypowiadają ich w ogóle. Trzeba się zastanowić, czy osoba do której je mówimy jest tego warta. Z pewnością Justin był dla mnie taką osobą, tylko... chciałam mu powiedzieć to w jakiś wyjątkowy sposób, a nie tak po prostu.
Zbliżała się godzina występu Justina u Ellen. Tak jak powiedział, zadzwonił do mnie kiedy doleciał do Los Angeles i poinformował mnie że o 15:00 wchodzi na wizuję. Akurat wtedy była pora obiadu, więc razem z Blair mogłyśmy włączyć jej laptopa i obejrzeć to na żywo na pewnej stronie. Trochę się bałam, nie mam pojęcia z jakiego powodu.
- Jezu... nie wierze, że ty i Justin.. - powiedziała Blair.
- A myślisz, że ja w to wierze? Oh God... przecież to jest najlepsze co mnie do tej pory spotkało!
No i zaczęło się. Weszła Ellen powitała gości, coś tam chwilę pogadała, a potem zaprosiła Justina. Jak zwykle wyglądał oszałamiająco, nawet po tak długiej podróży jaką przebył. Wyglądał zupełnie inaczej niż kiedy żegnał się ze mną, a mianowicie był cały zadowolony i szczęśliwy. A może tylko udawał, albo coś w tym stylu? Nie miałam pojęcia.
Blair jadła zachłannie chipsy i miała uśmiech na twarzy.
- Chcesz? - zapytała
- Nie.. dzięki.
- Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie Justin. - Usłyszałam z laptop'a Blair głos Ellen.
- C'mon. - powiedział Justin, a za nim na wielkim ekranie wyświetliło się zdjęcie. Kogo? Moje i Justina. Z lotniska. Na szczęście byłam na nim tyłem, tak samo jak na tym zdjęciu z twitter'a.
Nastała cisza. Tak samo u nas w pokoju, jak i w studiu. Justin odwrócił się do ekranu. Przez chwilę nic nie odpowiadał. Nagle jego usta otworzyły się i wypowiedział 2 słowa. Ale takie, które zabolały mnie chyba najbardziej. Justin powiedział "nikt ważny".
- Co? - powiedziałam drżącym głosem.
Z całej siły zamknęłam laptopa, wstałam z łóżka i wybiegłam z pokoju. Słyszałam tylko jak Blair krzyczy moje imię.
Nie miałam gdzie pójść, więc kierowałam się przed siebie. Wyszłam do hotelowego ogrodu, który był pusty. Usiadłam na rozgrzanej ławce i przetarłam mokre od łez oczy. Jaka głupia ja byłam, że uwierzyłam, że to wszystko może się udać. Podciągnęłam nogi i położyłam głowę na kolanach.
- Jenny... - Usłyszałam spokojny głos Blair. Usiadła koło mnie i przytuliła. - Pamiętaj, że zawsze masz mnie, okej? Nie przejmuj się...
- Blair! Jak ja mam się nie przejmować? Powiedz mi. - przygryzłam wargę, żeby powstrzymać łzy - Nie wiem, naprawdę nie wiem jak ja mogłam w to uwierzyć, że wszystko będzie takie idealne.
Przytuliłam Blair. Byłam szczęśliwa, że mam taką przyjaciółkę jak ona.
- Już dobrze? Serio, chodź wrócimy do pokoju. Nie płacz już. - Wstałam i poszłam z Blair do pokoju.
Było ciepłe popołudnie, ale nasza grupa miała wolne, więc zostaliśmy w pokojach. Niezmiernie się z tego cieszyłam. Blair robiła coś na laptopie, i co chwila chciała mi coś pokazywać. Siedziałam na twitterze gdzie panowało zamieszanie związane z dzisiejszym występem JB u Ellen, który jeszcze się nie skończył. Kiedy to nastąpiło, mój telefon zaczął wibrować, a na ekranie pojawił mi się napis "Justin is calling". Nie odrzuciłam go, ani nie akceptowałam.
Justin dzwonił jeszcze kilkanaście razy i wysłał z 20 sms'ów. Nie zobaczyłam ani jednego i też nie oddzwoniłam. Mógł o mnie myśleć wcześniej.
4 dni zleciały mi strasznie szybko. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu i porozmawiać o Justinie z mamą na żywo, a nie przez telefon. Opuszczenie Paryża było jak opuszczenie wszystkich tych wspaniałych wspomnień jak i tych złych. Lot samolotem minął prawie w mgnieniu oka.
Zobaczyłam mamę na lotnisku wraz z moją młodszą siostrą Madison. Pożegnałam się Blair i "wymeldowałam" od Crosswors. Przywitałam się z moją rodziną.
- Cześć kochanie - Mama pocałowała mnie w czoło. - jak się czujesz?
- Dobrze... W miarę.
- Wiem, że nie widziałyśmy się bardzo długo, ale dostałam dzisiaj telefon, że muszę jechać na pilne spotkanie do Miami... Tak więc... odwiozę cię do domu i Madi do koleżanki, a sama pojadę na swój lot... Przepraszam, ale tak wyszło.
- Często tak wyjeżdżasz. Nic nowego.
Wysiadłam z samochodu, wzięłam walizki.
- No to do zobaczenia... - powiedziałam do mamy.
- A właśnie! Jennifer, babcia jest w domu, to jak przyjdziesz to może już iść.
- Okej. Pa.
Od 5 dni nie miałam humoru na rozmowę z nikim, a tym bardziej na śmiech. Weszłam do domu, przywitałam się z babcią, która wyściskała mnie jakby nie widziała mnie przez 10 lat.
- No to ja idę córuniu. - powiedziała pieszczotliwie babcia, a kiedy już wychodziła dodała - A właśnie, jakaś koleżanka do ciebie przyszła.
Z trudem weszłam na górę ciągnąc za sobą ciężką walizkę. . Byłam bardzo ciekawa co to za "koleżanka" do mnie przyszła, więc mozolnie otworzyłam drzwi do pokoju. Rzuciłam torbę w kąt, a walizkę zostawiłam na korytarzu.
Tą koleżanką okazał się Justin. Osoba z którą nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam retorycznie. - Po co marnujesz swój czas, na osobę którą jest dla ciebie "nikim ważnym"?
- Jen... Proszę.
- Nie, to ja cię proszę. Po co tutaj przyszedłeś? Hmm? Żeby zobaczyć mnie i potem w następnym wywiadzie powiedzieć, że nigdy mnie nie widziałeś?
- To nie tak jak myślisz!
- Daruj sobie - parsknęłam śmiechem - zawsze jest nie tak jak ktoś myśli. A jednak.
Obróciłam się i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, wzięłam klucze z szafki. Wyszłam z domu zamykając go na 2 zamki i poszłam. Gdzie poszłam? Tak naprawdę to błąkałam się po okolicy prawie 4 godziny. Dochodziła godzina 22:30,było już ciemno i zimno więc postanowiłam wrócić do domu. Kiedy otwierałam drzwi, zorientowałam się, że zamknęłam w domu Justina. Tak wiem... idiotka ze mnie.
Weszłam do środka, gdzie nie paliło się żadne światło. Po omacku wspięłam się po schodach, a potem weszłam do pokoju, w którym paliła się tylko jedna lampka na biurku.
Justin siedział na podłodze, głową oparty o szafę. Uklęknęłam koło niego i dopiero wtedy zorientowałam się, że JB śpi. Zrobiło mi się go żal, nie wiem z jakiego powodu. Widziałam, że ma spuchnięte oczy, które nagle się otworzyły.
- Jen... proszę posłuchaj... - powiedział Bieber zachrypniętym głosem.
____________________________________________
tak więc tyle na dzisiaj.
trochę słabo, ale trudno.
GRANDE - to dla ciebie <3
nowy za tydzień :D
- To znaczy, że nie jesteś na mnie zły? - wyszeptałam
- A czemu miałbym być? - odparł
- Może ze względu na to co powiedziałam wczoraj...
- Raczej ja powinienem cię przeprosić, za to że nie - przerwałam Justinowi, bo nie chciałam już wraca do tamtego incydentu.
Odwróciłam się w stronę fanek, które bez przeszkód mogły by zobaczyć mnie i Justina. Były zszokowane, a ja bałam się się wrócić przez ich tłum. Nie wiem jaka była by ich reakcja.
- Jedź ze mną - Justin złapał mnie za prawą rękę, na co uśmiechnęłam się, a po chwili odparłam:
- Nawet nie wiesz jak bym chciała, ale nie mogę. Nie mam takiego luzu jak ty, że mogę jechać gdzie chce i kiedy chce. Muszę zostać tutaj, ale jeszcze tylko 5 dni. Z resztą... kto wie, kiedy zobaczymy się następnym razem?
- Jen, został bym tu z tobą, ale jutro jestem u Ellen więc słabo... Czyli w poniedziałek będziesz już w L.A?
- Tak, ale będę koło 18... dokładnie nie wiem...
Moshe, Ryan i jeszcze jakiś jeden człowiek stali kilka metrów za Justinem. Ochroniarz JB zawołał go i pokazał na zegarek, co znaczyło że muszą już iść.
Pożegnałam się z Justinem ściskając go z całej siły, kładąc głowę na jego ramieniu. Może się stać tak, że już nigdy go nie zobaczę, albo że to był sen (w co bardzo wątpię). Justin wyszeptał "czekaj" i podszedł do ochroniarza, który próbował mnie złapać kiedy jakimś cudem przedostałam się przez barierkę. Przyglądałam się Justinowi, kiedy ktoś chwycił mnie za ramię.
- Jus za tobą szaleje, wiesz o tym? - Odwróciłam się i zobaczyłam Ryan'a. Uśmiechnęłam się nieśmiale i włożyłam kosmyk włosów za ucho. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc nie odpowiedziałam nic. - Naprawdę, mówi mi to tobie ciągle, więc myślę że jak wrócimy do L.A będę wiedział wszystko to co ty mu powiedziałaś o sobie. - Zaśmiał się Good
- Nie wiem co powiedzieć...
- Mi nic nie musisz odpowiadać, jemu powiedz, bo on nie jest pewny czy czy czujesz to samo. - Odwróciłam się w stronę Justina, kiedy ten skończył rozmowę z ochroniarzem. Poczułam się bardzo miło, przez to co mi powiedział Ryan. Nie byłam jednak pewna czy dobrze zrozumiałam ostatnie zdanie...
Justin podszedł jeszcze na chwilę do fanek, a potem wrócił, wziął mnie za rękę. Na moje pytanie "gdzie idziemy" oznajmił, że koło pasa startowego będzie czekała na mnie taksówka. Nie powiem, że nie zdziwiłam się kiedy to powiedział, ale jak ma być tak będzie.
Nie miałam pojęcia jak przejdę przez następną odprawę - paszportową. Udało to się jednak bez większych ceregieli. Idąc już na zewnątrz, nikt się nie odzywał słyszałam tylko jak Justin śpiewał cicho refren "Stuck in The Moment". Każdy dźwięk wydawany przez niego był czysty i tańczył w moich uszach. Ryan, Moshe i jeszcze jeden facet poszli już do samolotu, a Justin dał im znak, że za chwile będzie. Prywatny odrzutowiec stał bezczynnie na płycie, kiedy wraz z JB kierowałam się do jedynej taksówki, która stała dość daleko od samolotu.
Chłopak nadal nie przestał nucić piosenki, która brzmiała idealnie.
- Wiesz, że to moja ulubiona piosenka? - powiedziałam, na co Justin po prostu się uśmiechnął. - Czekaj - Stanęłam w miejscu - co się dzieje? Jesteś jakiś taki... nie wiem. Zmieszany? Smutny? - Nie odpowiadał nic, tylko patrzył się na swoje buty. - Justin...
- Jakoś tak... - Popatrzyłam się na niego pogardliwie, bo wiem że człowiek nie ejst smutny be powodu. Zawsze coś się dzieje. Wzięłam Justina za rękę i poszłam w cień jednego z hangarów, aby słońce nie raziło mnie i żebym mogła dobrze widzieć twarz JB.
- Nie mamy dużo czasu, więc mów o co jest nie tak - nalegałam, jednak nie usłyszałam odpowiedzi - Nie rozumiem cię Justin...
Chłopak patrzył się prosto w moje oczy. Jednak milczał i nic nie wskazywało na to, że miałby mi odpowiedzieć. Nie miałam pojęcia co się z nim dzieje, bo teraz się zamknął w sobie. Nie dam mu spokoju, dopóki nie dowiem się o co chodzi. Nagle przypomniałam sobie słowa Ryan'a: "Mi nic nie musisz odpowiadać, jemu powiedz, bo on nie jest pewny czy czy czujesz to samo". Nie byłam pewna, czy chodzi o tą konkretną sytuację, która teraz trwa. Ale mówi się trudno, żyje się raz.
- Usłyszałeś w s z y s t k o co ci wczoraj powiedziałam? - zapytałam, na co Justin pokręcił głową przecząco.
- Nie... Ostatnie zdanie umknęło mi. To które powiedziałaś mi po tym jak mnie pocałowałaś.
Czyli to kiedy powiedziałam, że go kocham. Co było jak najbardziej przemyślane. Zebrałam słowa i zaczęłam mówić jednocześnie idąc w stronę taksówki.
- Akurat to było najważniejsze... Powiedziałam wtedy, że cię kocham.
Los, który nie sprzyjał mi w tym momencie, sprawił, że kiedy zaczynałam mówić "że" dotknęła mnie fala dźwięku spowodowana lądowaniem wielkiego Boeinga, więc Justin mógł nie usłyszeć tego co mówiłam. Chłopak spojrzał w stronę swojego odrzutowca.
- Muszę iść - powiedział zrezygnowany - obiecuję, że zadzwonię jak wyląduje.
- Dobra...
Justin podszedł tylko do kierowcy taksówki i załatwił gdzie ma mnie podwieźć i takie tam. Stałam przy nim, a kiedy skończył przytuliłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu. Usłyszałam głos Ryan'a. Wołał Justina.
- Obiecuje ci, że się spotkamy jak tylko wrócisz. - Pocałował mnie delikatnie w usta i pobiegł do samolotu.
Niby to tylko 2 słowa, ale znaczą jednak tak wiele. Nie powinny nazywać się słowami, bo potrafią tak samo ranić jak i uszczęśliwiać. Mają niezwykłą wartość. Niektórzy ludzie boją się ich używać i nie wypowiadają ich w ogóle. Trzeba się zastanowić, czy osoba do której je mówimy jest tego warta. Z pewnością Justin był dla mnie taką osobą, tylko... chciałam mu powiedzieć to w jakiś wyjątkowy sposób, a nie tak po prostu.
Zbliżała się godzina występu Justina u Ellen. Tak jak powiedział, zadzwonił do mnie kiedy doleciał do Los Angeles i poinformował mnie że o 15:00 wchodzi na wizuję. Akurat wtedy była pora obiadu, więc razem z Blair mogłyśmy włączyć jej laptopa i obejrzeć to na żywo na pewnej stronie. Trochę się bałam, nie mam pojęcia z jakiego powodu.
- Jezu... nie wierze, że ty i Justin.. - powiedziała Blair.
- A myślisz, że ja w to wierze? Oh God... przecież to jest najlepsze co mnie do tej pory spotkało!
No i zaczęło się. Weszła Ellen powitała gości, coś tam chwilę pogadała, a potem zaprosiła Justina. Jak zwykle wyglądał oszałamiająco, nawet po tak długiej podróży jaką przebył. Wyglądał zupełnie inaczej niż kiedy żegnał się ze mną, a mianowicie był cały zadowolony i szczęśliwy. A może tylko udawał, albo coś w tym stylu? Nie miałam pojęcia.
Blair jadła zachłannie chipsy i miała uśmiech na twarzy.
- Chcesz? - zapytała
- Nie.. dzięki.
- Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie Justin. - Usłyszałam z laptop'a Blair głos Ellen.
- C'mon. - powiedział Justin, a za nim na wielkim ekranie wyświetliło się zdjęcie. Kogo? Moje i Justina. Z lotniska. Na szczęście byłam na nim tyłem, tak samo jak na tym zdjęciu z twitter'a.
Nastała cisza. Tak samo u nas w pokoju, jak i w studiu. Justin odwrócił się do ekranu. Przez chwilę nic nie odpowiadał. Nagle jego usta otworzyły się i wypowiedział 2 słowa. Ale takie, które zabolały mnie chyba najbardziej. Justin powiedział "nikt ważny".
- Co? - powiedziałam drżącym głosem.
Z całej siły zamknęłam laptopa, wstałam z łóżka i wybiegłam z pokoju. Słyszałam tylko jak Blair krzyczy moje imię.
Nie miałam gdzie pójść, więc kierowałam się przed siebie. Wyszłam do hotelowego ogrodu, który był pusty. Usiadłam na rozgrzanej ławce i przetarłam mokre od łez oczy. Jaka głupia ja byłam, że uwierzyłam, że to wszystko może się udać. Podciągnęłam nogi i położyłam głowę na kolanach.
- Jenny... - Usłyszałam spokojny głos Blair. Usiadła koło mnie i przytuliła. - Pamiętaj, że zawsze masz mnie, okej? Nie przejmuj się...
- Blair! Jak ja mam się nie przejmować? Powiedz mi. - przygryzłam wargę, żeby powstrzymać łzy - Nie wiem, naprawdę nie wiem jak ja mogłam w to uwierzyć, że wszystko będzie takie idealne.
Przytuliłam Blair. Byłam szczęśliwa, że mam taką przyjaciółkę jak ona.
- Już dobrze? Serio, chodź wrócimy do pokoju. Nie płacz już. - Wstałam i poszłam z Blair do pokoju.
Było ciepłe popołudnie, ale nasza grupa miała wolne, więc zostaliśmy w pokojach. Niezmiernie się z tego cieszyłam. Blair robiła coś na laptopie, i co chwila chciała mi coś pokazywać. Siedziałam na twitterze gdzie panowało zamieszanie związane z dzisiejszym występem JB u Ellen, który jeszcze się nie skończył. Kiedy to nastąpiło, mój telefon zaczął wibrować, a na ekranie pojawił mi się napis "Justin is calling". Nie odrzuciłam go, ani nie akceptowałam.
Justin dzwonił jeszcze kilkanaście razy i wysłał z 20 sms'ów. Nie zobaczyłam ani jednego i też nie oddzwoniłam. Mógł o mnie myśleć wcześniej.
4 dni zleciały mi strasznie szybko. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu i porozmawiać o Justinie z mamą na żywo, a nie przez telefon. Opuszczenie Paryża było jak opuszczenie wszystkich tych wspaniałych wspomnień jak i tych złych. Lot samolotem minął prawie w mgnieniu oka.
Zobaczyłam mamę na lotnisku wraz z moją młodszą siostrą Madison. Pożegnałam się Blair i "wymeldowałam" od Crosswors. Przywitałam się z moją rodziną.
- Cześć kochanie - Mama pocałowała mnie w czoło. - jak się czujesz?
- Dobrze... W miarę.
- Wiem, że nie widziałyśmy się bardzo długo, ale dostałam dzisiaj telefon, że muszę jechać na pilne spotkanie do Miami... Tak więc... odwiozę cię do domu i Madi do koleżanki, a sama pojadę na swój lot... Przepraszam, ale tak wyszło.
- Często tak wyjeżdżasz. Nic nowego.
Wysiadłam z samochodu, wzięłam walizki.
- No to do zobaczenia... - powiedziałam do mamy.
- A właśnie! Jennifer, babcia jest w domu, to jak przyjdziesz to może już iść.
- Okej. Pa.
Od 5 dni nie miałam humoru na rozmowę z nikim, a tym bardziej na śmiech. Weszłam do domu, przywitałam się z babcią, która wyściskała mnie jakby nie widziała mnie przez 10 lat.
- No to ja idę córuniu. - powiedziała pieszczotliwie babcia, a kiedy już wychodziła dodała - A właśnie, jakaś koleżanka do ciebie przyszła.
Z trudem weszłam na górę ciągnąc za sobą ciężką walizkę. . Byłam bardzo ciekawa co to za "koleżanka" do mnie przyszła, więc mozolnie otworzyłam drzwi do pokoju. Rzuciłam torbę w kąt, a walizkę zostawiłam na korytarzu.
Tą koleżanką okazał się Justin. Osoba z którą nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam retorycznie. - Po co marnujesz swój czas, na osobę którą jest dla ciebie "nikim ważnym"?
- Jen... Proszę.
- Nie, to ja cię proszę. Po co tutaj przyszedłeś? Hmm? Żeby zobaczyć mnie i potem w następnym wywiadzie powiedzieć, że nigdy mnie nie widziałeś?
- To nie tak jak myślisz!
- Daruj sobie - parsknęłam śmiechem - zawsze jest nie tak jak ktoś myśli. A jednak.
Obróciłam się i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, wzięłam klucze z szafki. Wyszłam z domu zamykając go na 2 zamki i poszłam. Gdzie poszłam? Tak naprawdę to błąkałam się po okolicy prawie 4 godziny. Dochodziła godzina 22:30,było już ciemno i zimno więc postanowiłam wrócić do domu. Kiedy otwierałam drzwi, zorientowałam się, że zamknęłam w domu Justina. Tak wiem... idiotka ze mnie.
Weszłam do środka, gdzie nie paliło się żadne światło. Po omacku wspięłam się po schodach, a potem weszłam do pokoju, w którym paliła się tylko jedna lampka na biurku.
Justin siedział na podłodze, głową oparty o szafę. Uklęknęłam koło niego i dopiero wtedy zorientowałam się, że JB śpi. Zrobiło mi się go żal, nie wiem z jakiego powodu. Widziałam, że ma spuchnięte oczy, które nagle się otworzyły.
- Jen... proszę posłuchaj... - powiedział Bieber zachrypniętym głosem.
____________________________________________
tak więc tyle na dzisiaj.
trochę słabo, ale trudno.
GRANDE - to dla ciebie <3
nowy za tydzień :D
czwartek, 24 maja 2012
dziesięć.
Nurtowały mnie różne pytania. Ale najbardziej jedno, a mianowicie skąd Mike wiedział, że Justin jest u nas w pokoju? Właściwie, to nie powinien być wtedy na tym zwiedzaniu, a nie w hotelu. Co to go obchodzi, z kim teraz się "spotykam". Zerwaliśmy, i dopiero teraz, przez Justina, zorientowałam się, że Mike był dla mnie nikim. Byłam z nim przez te pół roku, ale nie mogę nigdy więcej powiedzieć że byłam jego dziewczyną. Traktował mnie powierzchownie, czego teraz ode mnie oczekuje?
- Kto to był? - zapytał Justin po chwili.
- Mike... mój były chłopak. Nie rozmawiajmy o tym...
- Spoko, nic ci nie zrobił - Justin patrzył mi prosto w oczy.
- Nie. Szarpnął mnie tylko serio, nic mi nie jest.
Justin poszedł tuż przed przyjściem Blair. Kiedy dziewczyna przyszła zeszłyśmy do stołówki, zjeść jakieś niezbyt dobre francuskie danie. Patrzyłam się na twarz Mike'a, który zawistnie mierzył każdego wzrokiem. Miał rozciętą wargę, to było widać nawet z daleka bo świnia nawet krwi nie zmył. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Nigdy nie był taki nerwowy, przynajmniej ja takiego go nie znałam. Postanowiłam porozmawiać z Barteny'em. Podobno przyjacielem Mike'a, ale z tego co wiem nie odzywają się do siebie prawie w ogóle. Skończyłam jeść i odstawiłam talerz do kuchni. Bartney już dawno wyszedł, więc zaczęłam go szukać. Pierwszy pokój do jakiego zajrzałam to sala ze stołem do billardu. Chłopacy u mnie w klasie nie odstępowali go na krok, grali w niego przez cały czas kiedy tylko było to możliwe. Pokiwałam rękę do Barteny'a, na znak żeby do mnie podszedł. Odłożył kij na fotel i niechętnie do mnie podszedł.
- Muszę z tobą porozmawiać - zaczęłam - o Mike'u.
- Nie rozmawiamy prawie w ogóle, więc raczej nic nowego ode mnie się nie dowiesz.
- No Bart... - popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
- Już okej. Co chcesz wiedzieć?
- Chodzi o... - Nie mogłam przecież mu powiedzieć, że Mike wtargnął do mojego hotelowego pokoju, w trakcie kiedy ja migdaliłam się z Justinem Bieberem. Musiałam szybko wymyślić coś, co pozwoliło by mi dowiedzieć się czegoś więcej o nim, ale nie zdradzać prawie niczego - nie zauważyłeś, że Mike zrobił się trochę nerwowy?
- Trochę? No proszę cię, Jenny. Wczoraj wieczorem nie mógł wygrać w pasjansa to wyrzucił telefon za okno. Nie mam pojęcia co mu się dzieje, bo nigdy taki nie był, sama wiesz... - Pokiwałam głową twierdząco, nie przerywając Bartney'owi. - Nie odzywa się prawie do mnie, siedzimy w pokoju cisza. Czasem tylko powie "zmęczony jestem" ale to wszystko. Jenny, nie wiem może to coś ma wspólnego z tego waszym zerwaniem bo od tego czasu to się zaczęło.
- Ty myślisz, że ja wiem z jakiego powodu on ze mną zerwał? Proszę cię... - parsknęłam - powiedział tylko mi na lotnisku, że widział mnie z jakimś Will'em czy coś. Tak naprawdę nie powiedział mi czemu ze mną zrywa. - Kiedy skończyłam mówić, zorientowałam się, że Bart chce coś powiedzieć. -
Mów, ja wiem, że ty coś wiesz. Dziwnie to brzmi, ale ja to serio wiem. Ja wiem, że ty wiesz.
- Jennifer, serio nie wiesz? - Poniosłam brwi do góry, jakbym czegoś nie zrozumiała, bo jednak tak było. Bartney rozejrzał się wokoło - Nie mów nikomu, że ci powiedziałem, dobra?
- No ok
- To był zakład. McOlsen ten wiesz z SL założył się z Mike'm że on z toba zerwie, a ty nie znajdziesz sobie nikogo innego w miesiąc - z wrażenia zakrztusiłam się swoją śliną, patrzyłam się na chłopaka. On mówi chyba serio. Z resztą czemu miał by kłamać? Co to za debilny zakład?! - wiem, że to głupie. Wyśmiałem wtedy Mike'a a on powiedział, że i tak do ciebie wróci.
- Serio tak powiedział? - roześmiałam się - Idiota, jak ja mogłam w ogóle z nim być, chociaż nawet przez jeden dzień. Dziękuję Ci wielkie Bart, ale teraz muszę to załatwić z samym wielkim M.
Zostawiłam chłopaka na hola przed salą do billarda, a sama poszłam szukać mojego byłego chłopaka. Pomyślałam przez chwilę gdzie on by mógł być, a po chwili namysłu olśniło mnie. Blair chyba wczoraj powiedziała mi, że Mike spędza popołudnia wygrzewając się na słońcu w ogrodzie hotelowym. Zbiegłam ze schodów kierując się do ogrodu. Oślepiona przez słońce, zasłaniając się ręką doszłam do M.
- Zakład tak? Co to miało być? Nie znajdę sobie nikogo innego, no to właśnie teraz udowodniłam ci, że mnie stać na o w i e l e więcej niż ciebie. Powiem ci jeszcze jedno, że przez ciebie zmarnowałam pół roku życia, bo ty ograniczałeś mnie do robienia tego wszystkiego innego.
- Boże dziewczyno ogarnij się. Niewinny zakład, nic takiego.
- No faktycznie, może dla ciebie to nic takiego. Ale wiesz co? To nawet lepiej, że już nie jestem z tobą bo zobaczyłam kim tak dla mnie naprawdę byłeś. - uśmiechnęłam się sztucznie - Uświadomiłeś mi wszystko. Dziękuję. - Zawróciłam na pięcie i poszłam do pokoju.
Było koło godziny 16:30 kiedy Crosswors oznajmiła, że za pół godziny wychodzimy na rejs po Sekwanie. Głowa nadal mnie bolała i czułam przenikliwy ból pleców ale postanowiłam pójść. Temperatura została taka sama jak zeszłego wieczoru, więc byłam zmuszona ubrać coś na głowę. Wiem, że nie powinnam w ogóle wychodzić z hotelu, ale nie miałam najmniejszego zamiaru zostać tam ani chwili dłużej i marnować czas.
Nie miałam żadnego nakrycia głowy, oprócz bandamki, ale przecież nie będę latać po Paryżu z chustką na głowie. Poszłam do dziewczyn, które miały pokój koło nas. Tam miała pokój Jaqueline. Z Jackie spedziłam prawie całe moje dzieciństwo, bo mieszkała koło mnie, ale ona się zbyt zmieniła. Z resztą to przez nią poznałam Blair.
Było to wtedy, kiedy obie chodziły jeszcze do SL. SL to szkoła, nawet nie wiem czy można nazwać to szkołą, to prawie poprawczak. Jackie poszła tam bo chodził tam Ed - chłopak w którym była zakochana do szaleństwa. Odradzałam jej to, ale nie posłuchała. Pewnego dnia została zaproszona na jakieś urodziny do kogoś. Koło 12 w nocy zadzwonił do mnie telefon, że coś się stało Jackie, a dzwonią do mnie bo jestem pierwszą osobą na liście. Powiadomili pogotowie i zanim zjawiłam się z mamą w szpitalu Jaqueline miała już płukany żołądek. Przedawkowała jakieś świństwo. Mało co nie zmarła, a i tak była długo w śpiączce. Spędzałam u niej na oddziale wiele czasu i przychodziła tam również Blair. Chodziły do tej samej klasy.
Po pewnym czasie Jack wybudziła się ze śpiączki, ale nie wróciła już do SL tylko razem z Blair przeniosła się do mojego liceum. Jackie była na nas zła, mówiła że chciała umrzeć czego w ogóle nie rozumiałam. Miała wspaniałych rodziców braci i niczego jej nie brakowało. Od tej pory ja i Blair jesteśmy z nią tylko koleżankami.
Głośno zapukałam do ich drzwi i gdy usłyszałam "proszę" weszłam. Jackie była sama w pokoju siedziała na łóżku. Kompletnie nie mogłam sobie przypomnieć tamtej dziewczyny często chodzącej w sukienkach i wszelkiego rodzaju outfitach, bo teraz ubierała się raczej jak chłopak: pognieciona bluzka z logiem RHCP, nisko opuszczone spodnie i brudne conversy.
- Hej Jen - powiedziała przeglądając programy w małym telewizorze - co chciałaś?
- Chciałam się zapytać, czy masz może jakiegoś fullcap'a do pożyczenia? Wiesz muszę mieć coś na głowę..
- Jasne, wybierz sobie coś. - pokazała na szafę - Gdzie cię wcięło wczoraj? Nawet nie wiesz jak się martwiłam o cie... - przerwała na chwilę - nawet nie wiesz jak Crosswors się o ciebie martwiła.
- Ty też się martwiłaś? Mi możesz wszystko powiedzieć. Serio Jackie.
- Jezu no dobra. Tak martwiłam się bo ostatnio uświadomiłam sobie że bardzo mi brakuje ciebie jako przyjaciółki. Wiem, że to może dla ciebie dziwne, ale wydaje mi się, że to przez brak twojej obecności się tak zmieniłam na wiesz taką wulagrną i chamską. Ja wiem jaka jestem, nawet bardzo dobrze, ale chcę się zmienić, tylko nie mam kogoś kto by mnie... supportował. - wyrecytowała, jakby umiała to na pamięć.
- Jackie, przecież wiesz że ja zawsze byłam dla ciebie, znamy się od praktycznie zawsze, więc czemu miałybyśmy teraz to wszystko zaprzepaścić?
- Wydawało mi się, że po prostu nie chcesz ze mną mieć juz nic wspólnego po tym jak ciebie wtedy potraktowałam.
- Mylisz się. - wybrałam pierwszą lepszą czapkę - A teraz już chodźmy.
Przez prawie cały rejs moje myśli skupiały się na Jackie albo na Justinie. Ale w większości tym drugim. Wiem tyle, że Jackie potrzebuje teraz kogoś, bo faktycznie była osamotniona. Nie miała nikogo u nas w klasie, z resztą nie wiem czemu. A może wiem? Była ordynarna do wszystkich, nie potrafiła się ugryźć w język w odpowiednim momencie.
W tym momencie myślę tylko o jednym. O Justinie. Nie wiem czemu, ale nagle pomyślałam o tym co będzie dalej. Pewnie nic. Z początku nie przejęłam się tym, ale z czasem kiedy pogłębiałam każda myśl było zupełnie inaczej.
Potem nie będzie nic. Justin jest sławny bla bla bla. Nie obchodziło mnie to czy jest sławny czy nie jest. To było tylko przeszkodą, którą trzeba w jakiś sposób pokonać. To jak wysoki mur, który nie ma końca a można nad nim tylko przelecieć. Tylko, żeby to zrobić to trzeba mieć skrzydła, których ja nie posiadam. Czyli nie ma wyjścia z tej sytuacji, trzeba to zakończyć.
Na tą myśl ciarki przeszły mi po całym ciele. Nawet nie wierze, że o tym pomyślałam, ale mam rację. To nie mogło się tak dłużej toczyć, nie rozumiem co ja sobie w tedy myślałam. Że co, że tak bez żadnego problemu będę sobie łaziła za rączkę z Justinem wszędzie? Oczywiście dla mnie to nie problem, ale moje życie zmieniłoby mi się diametralnie.
Patrzyłam się w przestrzeń, zamyślona w moich głębokich przemyśleniach. Nie zorientowałam się, że to już koniec rejsu i mamy wysiadać. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, tylko szłam przed siebie myśląco tym samym co przed chwilą.
Leżąc na łóżku doszłam do strasznego wniosku. Nie mogę tego tak ciągnąć. Nie chcę, później cierpieć jak okaże się, że to wszystko jest bez sensu, nie chcę po prostu.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wystukałam w sms'ie: "jeżeli mógł byś to proszę spotkajmy się koło północy przy moim hotelu, albo gdziekolwiek, proszę". Nie musiałam długo czekać by uzyskać odpowiedź. Odczytałam: "Ok, będę koło 12 przy twoim hotelu. Coś się stało?".
Nic nie odpisałam. Zastanowiłam się tylko czy robię dobrze. Jak zachowała by się moja mama, albo Blair. Nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi.
Moja przyjaciółka położyła się już koło 10, chociaż nigdy nie chodziła tak wcześnie spać. Ja leżałam w ubraniu, patrząc się na światła w oknie. Łzy same cisnęły mi się do oczu, ale najwyraźniej skoro tak postanowiłam, to tak musi być. Za kilka minut wybijała północ, więc wyszłam spod kołdry i zabrałam ze sobą jakąś bluzę.
Zimny wiar bawił się moimi włosami, powiewając nimi w jedną i w drugą stronę. Zobaczyłam sylwetkę Justina, który najwyraźniej był zdenerwowany bo cały czas robił coś ze swoją czapką. Poprawiał ją, zdejmował a potem znowu zakładał. Chciałam już iść do hotelu i darować sobie to wszystko, ale ściągnęłam Justina tutaj o takiej porze, to już chyba musze mu powiedzieć to co zamierzałam.
- Dzięki, że przyszedłeś - powiedziałam ściszonym głosem, a Justin podszedł i mnie przytulił. - Przepraszam, że tak późno, ale to jest na prawdę ważne.
- Ale co? - widziałam zakłopotanie w czekoladowych oczach Justina. Nie miałam odwagi mu tego powiedzieć.
- Chodzi o to... - po policzku spłynęła mi łza - że... od razu przepraszam za to co powiem, chodzi o to, że przemyślałam sobie to wszystko i to nie ma sensu. Wyjeżdżasz do Stanów i kiedy następny raz się spotkamy? Nie wyobrażam sobie dalej tego. Justin, dziękuję Ci za to, bo spełniłeś moje wszelkie marzenia, ale nie może tak dalej być. Ty jesteś sławny, masz miliony fanek a ja? Ja jestem nikim. Przepraszam, ale muszę już iść. - Odwróciłam się i chciałam już prawdopodobnie na zawsze oddalić się od Justina, ale wróciłam do niego i pocałowałam go po raz ostatni mówiąc - Kocham cię, ale inaczej niż idola. - wtedy zaczęłam płakać i popędziłam jak najszybciej do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko. Przepłakałam całą noc, a rano nie miałam siły nigdzie iść, więc zostałam w hotelu.
Obudziłam się koło 12. Wtedy doszłam do wniosku, że Justin jest kimś więcej dla mnie i to była najgorsza decyzja w moim życiu. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam dziewczynę z buszem na głowie, rozmazanym makijażem i podkrążonymi oczami. Poszłam się umyć.
Nie chciało mi się myśleć o wczorajszym dniu. Postąpiłam okropnie, co musiał wtedy Justin czuć?
- Właśnie. - powiedziałam do siebie, bo przypomniało mi się, że JB ma dzisiaj wylot. Ale kiedy, gdzie i o której nie miałam pojęcia. Jest jeszcze internet.
Włączyłam pospiesznie jakikolwiek portal i dowiedziałam się, że Justin wylatuje z lotniska Orly czyli tego samego co ja przyleciałam. Ubrałam się jak najszybciej i w to co miałam pod ręką. Shorty, biały top i jakaś jeansowa koszula. Chwyciłam torbę spakowałam portfel, legitymacje i jeszcze kilka potrzebnych lub niezupełnie rzeczy. Wybiegłam z hotelu nawet nie zamykając na klucz pokoju. Pobiegłam z lewą stronę na ślepo, bo nie miałam pojęcia gdzie jestem. Po wyczerpujący biegu w końcu znalazłam jakiś postój taksówek. Wsiadłam do jednej i poprosiłam o podwiezienie na lotnisko, ale jak najszybciej.
Dotarłam na miejsce w niecałe pół godziny, ale bałam się, że będzie za późno. Wbiegłam czym prędzej na halę lotniska, kierując się w stronę odprawy, która odbywała się na pierwszym piętrze. Zobaczyłam tłum dziewczyn, więc podbiegłam do pierwszej.
- Czy Justin może już odleciał? - z nadzieją zapytałam "fanki"
- Przez chwilą przeszedł przez odprawę.
Rzuciłam "dzięki" i pobiegłam, ale... jak ja mam się dostać przez bramki? Znowu pojawił sie mur nie do pokonania. Wzięłam głęboki oddech i z trudem prześlizgnęłam się pod bramkami. Ochroniarze od razu zaczęli mnie gonić. Z daleka zobaczyłam Justina idącego długim pasem lotniska.
- Justin - krzyknęłam, ale nie usłyszał - Justin!
JB odwrócił się,a w tej samej chwili ochroniarz złapał mnie za rękę i coś tam wymruczał po francusku, ale ja z trudem wyrwałam mu moją rękę i pobiegłam do Justina. Nie musiałam długo się męczyć, bo on szybciej do mnie podbiegł.
- Przepraszam - powiedziałam, ale nie powiedziałam nic więcej bo Justin pocałował mnie z uśmiechem na ustach.
- Kto to był? - zapytał Justin po chwili.
- Mike... mój były chłopak. Nie rozmawiajmy o tym...
- Spoko, nic ci nie zrobił - Justin patrzył mi prosto w oczy.
- Nie. Szarpnął mnie tylko serio, nic mi nie jest.
Justin poszedł tuż przed przyjściem Blair. Kiedy dziewczyna przyszła zeszłyśmy do stołówki, zjeść jakieś niezbyt dobre francuskie danie. Patrzyłam się na twarz Mike'a, który zawistnie mierzył każdego wzrokiem. Miał rozciętą wargę, to było widać nawet z daleka bo świnia nawet krwi nie zmył. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Nigdy nie był taki nerwowy, przynajmniej ja takiego go nie znałam. Postanowiłam porozmawiać z Barteny'em. Podobno przyjacielem Mike'a, ale z tego co wiem nie odzywają się do siebie prawie w ogóle. Skończyłam jeść i odstawiłam talerz do kuchni. Bartney już dawno wyszedł, więc zaczęłam go szukać. Pierwszy pokój do jakiego zajrzałam to sala ze stołem do billardu. Chłopacy u mnie w klasie nie odstępowali go na krok, grali w niego przez cały czas kiedy tylko było to możliwe. Pokiwałam rękę do Barteny'a, na znak żeby do mnie podszedł. Odłożył kij na fotel i niechętnie do mnie podszedł.
- Muszę z tobą porozmawiać - zaczęłam - o Mike'u.
- Nie rozmawiamy prawie w ogóle, więc raczej nic nowego ode mnie się nie dowiesz.
- No Bart... - popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
- Już okej. Co chcesz wiedzieć?
- Chodzi o... - Nie mogłam przecież mu powiedzieć, że Mike wtargnął do mojego hotelowego pokoju, w trakcie kiedy ja migdaliłam się z Justinem Bieberem. Musiałam szybko wymyślić coś, co pozwoliło by mi dowiedzieć się czegoś więcej o nim, ale nie zdradzać prawie niczego - nie zauważyłeś, że Mike zrobił się trochę nerwowy?
- Trochę? No proszę cię, Jenny. Wczoraj wieczorem nie mógł wygrać w pasjansa to wyrzucił telefon za okno. Nie mam pojęcia co mu się dzieje, bo nigdy taki nie był, sama wiesz... - Pokiwałam głową twierdząco, nie przerywając Bartney'owi. - Nie odzywa się prawie do mnie, siedzimy w pokoju cisza. Czasem tylko powie "zmęczony jestem" ale to wszystko. Jenny, nie wiem może to coś ma wspólnego z tego waszym zerwaniem bo od tego czasu to się zaczęło.
- Ty myślisz, że ja wiem z jakiego powodu on ze mną zerwał? Proszę cię... - parsknęłam - powiedział tylko mi na lotnisku, że widział mnie z jakimś Will'em czy coś. Tak naprawdę nie powiedział mi czemu ze mną zrywa. - Kiedy skończyłam mówić, zorientowałam się, że Bart chce coś powiedzieć. -
Mów, ja wiem, że ty coś wiesz. Dziwnie to brzmi, ale ja to serio wiem. Ja wiem, że ty wiesz.
- Jennifer, serio nie wiesz? - Poniosłam brwi do góry, jakbym czegoś nie zrozumiała, bo jednak tak było. Bartney rozejrzał się wokoło - Nie mów nikomu, że ci powiedziałem, dobra?
- No ok
- To był zakład. McOlsen ten wiesz z SL założył się z Mike'm że on z toba zerwie, a ty nie znajdziesz sobie nikogo innego w miesiąc - z wrażenia zakrztusiłam się swoją śliną, patrzyłam się na chłopaka. On mówi chyba serio. Z resztą czemu miał by kłamać? Co to za debilny zakład?! - wiem, że to głupie. Wyśmiałem wtedy Mike'a a on powiedział, że i tak do ciebie wróci.
- Serio tak powiedział? - roześmiałam się - Idiota, jak ja mogłam w ogóle z nim być, chociaż nawet przez jeden dzień. Dziękuję Ci wielkie Bart, ale teraz muszę to załatwić z samym wielkim M.
Zostawiłam chłopaka na hola przed salą do billarda, a sama poszłam szukać mojego byłego chłopaka. Pomyślałam przez chwilę gdzie on by mógł być, a po chwili namysłu olśniło mnie. Blair chyba wczoraj powiedziała mi, że Mike spędza popołudnia wygrzewając się na słońcu w ogrodzie hotelowym. Zbiegłam ze schodów kierując się do ogrodu. Oślepiona przez słońce, zasłaniając się ręką doszłam do M.
- Zakład tak? Co to miało być? Nie znajdę sobie nikogo innego, no to właśnie teraz udowodniłam ci, że mnie stać na o w i e l e więcej niż ciebie. Powiem ci jeszcze jedno, że przez ciebie zmarnowałam pół roku życia, bo ty ograniczałeś mnie do robienia tego wszystkiego innego.
- Boże dziewczyno ogarnij się. Niewinny zakład, nic takiego.
- No faktycznie, może dla ciebie to nic takiego. Ale wiesz co? To nawet lepiej, że już nie jestem z tobą bo zobaczyłam kim tak dla mnie naprawdę byłeś. - uśmiechnęłam się sztucznie - Uświadomiłeś mi wszystko. Dziękuję. - Zawróciłam na pięcie i poszłam do pokoju.
Było koło godziny 16:30 kiedy Crosswors oznajmiła, że za pół godziny wychodzimy na rejs po Sekwanie. Głowa nadal mnie bolała i czułam przenikliwy ból pleców ale postanowiłam pójść. Temperatura została taka sama jak zeszłego wieczoru, więc byłam zmuszona ubrać coś na głowę. Wiem, że nie powinnam w ogóle wychodzić z hotelu, ale nie miałam najmniejszego zamiaru zostać tam ani chwili dłużej i marnować czas.
Nie miałam żadnego nakrycia głowy, oprócz bandamki, ale przecież nie będę latać po Paryżu z chustką na głowie. Poszłam do dziewczyn, które miały pokój koło nas. Tam miała pokój Jaqueline. Z Jackie spedziłam prawie całe moje dzieciństwo, bo mieszkała koło mnie, ale ona się zbyt zmieniła. Z resztą to przez nią poznałam Blair.
Było to wtedy, kiedy obie chodziły jeszcze do SL. SL to szkoła, nawet nie wiem czy można nazwać to szkołą, to prawie poprawczak. Jackie poszła tam bo chodził tam Ed - chłopak w którym była zakochana do szaleństwa. Odradzałam jej to, ale nie posłuchała. Pewnego dnia została zaproszona na jakieś urodziny do kogoś. Koło 12 w nocy zadzwonił do mnie telefon, że coś się stało Jackie, a dzwonią do mnie bo jestem pierwszą osobą na liście. Powiadomili pogotowie i zanim zjawiłam się z mamą w szpitalu Jaqueline miała już płukany żołądek. Przedawkowała jakieś świństwo. Mało co nie zmarła, a i tak była długo w śpiączce. Spędzałam u niej na oddziale wiele czasu i przychodziła tam również Blair. Chodziły do tej samej klasy.
Po pewnym czasie Jack wybudziła się ze śpiączki, ale nie wróciła już do SL tylko razem z Blair przeniosła się do mojego liceum. Jackie była na nas zła, mówiła że chciała umrzeć czego w ogóle nie rozumiałam. Miała wspaniałych rodziców braci i niczego jej nie brakowało. Od tej pory ja i Blair jesteśmy z nią tylko koleżankami.
Głośno zapukałam do ich drzwi i gdy usłyszałam "proszę" weszłam. Jackie była sama w pokoju siedziała na łóżku. Kompletnie nie mogłam sobie przypomnieć tamtej dziewczyny często chodzącej w sukienkach i wszelkiego rodzaju outfitach, bo teraz ubierała się raczej jak chłopak: pognieciona bluzka z logiem RHCP, nisko opuszczone spodnie i brudne conversy.
- Hej Jen - powiedziała przeglądając programy w małym telewizorze - co chciałaś?
- Chciałam się zapytać, czy masz może jakiegoś fullcap'a do pożyczenia? Wiesz muszę mieć coś na głowę..
- Jasne, wybierz sobie coś. - pokazała na szafę - Gdzie cię wcięło wczoraj? Nawet nie wiesz jak się martwiłam o cie... - przerwała na chwilę - nawet nie wiesz jak Crosswors się o ciebie martwiła.
- Ty też się martwiłaś? Mi możesz wszystko powiedzieć. Serio Jackie.
- Jezu no dobra. Tak martwiłam się bo ostatnio uświadomiłam sobie że bardzo mi brakuje ciebie jako przyjaciółki. Wiem, że to może dla ciebie dziwne, ale wydaje mi się, że to przez brak twojej obecności się tak zmieniłam na wiesz taką wulagrną i chamską. Ja wiem jaka jestem, nawet bardzo dobrze, ale chcę się zmienić, tylko nie mam kogoś kto by mnie... supportował. - wyrecytowała, jakby umiała to na pamięć.
- Jackie, przecież wiesz że ja zawsze byłam dla ciebie, znamy się od praktycznie zawsze, więc czemu miałybyśmy teraz to wszystko zaprzepaścić?
- Wydawało mi się, że po prostu nie chcesz ze mną mieć juz nic wspólnego po tym jak ciebie wtedy potraktowałam.
- Mylisz się. - wybrałam pierwszą lepszą czapkę - A teraz już chodźmy.
Przez prawie cały rejs moje myśli skupiały się na Jackie albo na Justinie. Ale w większości tym drugim. Wiem tyle, że Jackie potrzebuje teraz kogoś, bo faktycznie była osamotniona. Nie miała nikogo u nas w klasie, z resztą nie wiem czemu. A może wiem? Była ordynarna do wszystkich, nie potrafiła się ugryźć w język w odpowiednim momencie.
W tym momencie myślę tylko o jednym. O Justinie. Nie wiem czemu, ale nagle pomyślałam o tym co będzie dalej. Pewnie nic. Z początku nie przejęłam się tym, ale z czasem kiedy pogłębiałam każda myśl było zupełnie inaczej.
Potem nie będzie nic. Justin jest sławny bla bla bla. Nie obchodziło mnie to czy jest sławny czy nie jest. To było tylko przeszkodą, którą trzeba w jakiś sposób pokonać. To jak wysoki mur, który nie ma końca a można nad nim tylko przelecieć. Tylko, żeby to zrobić to trzeba mieć skrzydła, których ja nie posiadam. Czyli nie ma wyjścia z tej sytuacji, trzeba to zakończyć.
Na tą myśl ciarki przeszły mi po całym ciele. Nawet nie wierze, że o tym pomyślałam, ale mam rację. To nie mogło się tak dłużej toczyć, nie rozumiem co ja sobie w tedy myślałam. Że co, że tak bez żadnego problemu będę sobie łaziła za rączkę z Justinem wszędzie? Oczywiście dla mnie to nie problem, ale moje życie zmieniłoby mi się diametralnie.
Patrzyłam się w przestrzeń, zamyślona w moich głębokich przemyśleniach. Nie zorientowałam się, że to już koniec rejsu i mamy wysiadać. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, tylko szłam przed siebie myśląco tym samym co przed chwilą.
Leżąc na łóżku doszłam do strasznego wniosku. Nie mogę tego tak ciągnąć. Nie chcę, później cierpieć jak okaże się, że to wszystko jest bez sensu, nie chcę po prostu.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wystukałam w sms'ie: "jeżeli mógł byś to proszę spotkajmy się koło północy przy moim hotelu, albo gdziekolwiek, proszę". Nie musiałam długo czekać by uzyskać odpowiedź. Odczytałam: "Ok, będę koło 12 przy twoim hotelu. Coś się stało?".
Nic nie odpisałam. Zastanowiłam się tylko czy robię dobrze. Jak zachowała by się moja mama, albo Blair. Nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi.
Moja przyjaciółka położyła się już koło 10, chociaż nigdy nie chodziła tak wcześnie spać. Ja leżałam w ubraniu, patrząc się na światła w oknie. Łzy same cisnęły mi się do oczu, ale najwyraźniej skoro tak postanowiłam, to tak musi być. Za kilka minut wybijała północ, więc wyszłam spod kołdry i zabrałam ze sobą jakąś bluzę.
Zimny wiar bawił się moimi włosami, powiewając nimi w jedną i w drugą stronę. Zobaczyłam sylwetkę Justina, który najwyraźniej był zdenerwowany bo cały czas robił coś ze swoją czapką. Poprawiał ją, zdejmował a potem znowu zakładał. Chciałam już iść do hotelu i darować sobie to wszystko, ale ściągnęłam Justina tutaj o takiej porze, to już chyba musze mu powiedzieć to co zamierzałam.
- Dzięki, że przyszedłeś - powiedziałam ściszonym głosem, a Justin podszedł i mnie przytulił. - Przepraszam, że tak późno, ale to jest na prawdę ważne.
- Ale co? - widziałam zakłopotanie w czekoladowych oczach Justina. Nie miałam odwagi mu tego powiedzieć.
- Chodzi o to... - po policzku spłynęła mi łza - że... od razu przepraszam za to co powiem, chodzi o to, że przemyślałam sobie to wszystko i to nie ma sensu. Wyjeżdżasz do Stanów i kiedy następny raz się spotkamy? Nie wyobrażam sobie dalej tego. Justin, dziękuję Ci za to, bo spełniłeś moje wszelkie marzenia, ale nie może tak dalej być. Ty jesteś sławny, masz miliony fanek a ja? Ja jestem nikim. Przepraszam, ale muszę już iść. - Odwróciłam się i chciałam już prawdopodobnie na zawsze oddalić się od Justina, ale wróciłam do niego i pocałowałam go po raz ostatni mówiąc - Kocham cię, ale inaczej niż idola. - wtedy zaczęłam płakać i popędziłam jak najszybciej do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko. Przepłakałam całą noc, a rano nie miałam siły nigdzie iść, więc zostałam w hotelu.
Obudziłam się koło 12. Wtedy doszłam do wniosku, że Justin jest kimś więcej dla mnie i to była najgorsza decyzja w moim życiu. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam dziewczynę z buszem na głowie, rozmazanym makijażem i podkrążonymi oczami. Poszłam się umyć.
Nie chciało mi się myśleć o wczorajszym dniu. Postąpiłam okropnie, co musiał wtedy Justin czuć?
- Właśnie. - powiedziałam do siebie, bo przypomniało mi się, że JB ma dzisiaj wylot. Ale kiedy, gdzie i o której nie miałam pojęcia. Jest jeszcze internet.
Włączyłam pospiesznie jakikolwiek portal i dowiedziałam się, że Justin wylatuje z lotniska Orly czyli tego samego co ja przyleciałam. Ubrałam się jak najszybciej i w to co miałam pod ręką. Shorty, biały top i jakaś jeansowa koszula. Chwyciłam torbę spakowałam portfel, legitymacje i jeszcze kilka potrzebnych lub niezupełnie rzeczy. Wybiegłam z hotelu nawet nie zamykając na klucz pokoju. Pobiegłam z lewą stronę na ślepo, bo nie miałam pojęcia gdzie jestem. Po wyczerpujący biegu w końcu znalazłam jakiś postój taksówek. Wsiadłam do jednej i poprosiłam o podwiezienie na lotnisko, ale jak najszybciej.
Dotarłam na miejsce w niecałe pół godziny, ale bałam się, że będzie za późno. Wbiegłam czym prędzej na halę lotniska, kierując się w stronę odprawy, która odbywała się na pierwszym piętrze. Zobaczyłam tłum dziewczyn, więc podbiegłam do pierwszej.
- Czy Justin może już odleciał? - z nadzieją zapytałam "fanki"
- Przez chwilą przeszedł przez odprawę.
Rzuciłam "dzięki" i pobiegłam, ale... jak ja mam się dostać przez bramki? Znowu pojawił sie mur nie do pokonania. Wzięłam głęboki oddech i z trudem prześlizgnęłam się pod bramkami. Ochroniarze od razu zaczęli mnie gonić. Z daleka zobaczyłam Justina idącego długim pasem lotniska.
- Justin - krzyknęłam, ale nie usłyszał - Justin!
JB odwrócił się,a w tej samej chwili ochroniarz złapał mnie za rękę i coś tam wymruczał po francusku, ale ja z trudem wyrwałam mu moją rękę i pobiegłam do Justina. Nie musiałam długo się męczyć, bo on szybciej do mnie podbiegł.
- Przepraszam - powiedziałam, ale nie powiedziałam nic więcej bo Justin pocałował mnie z uśmiechem na ustach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz